Jesli 5 lat temu ktos powiedzialby mi, ze bede w takim miejscu jakim jestem teraz i w takim stanie jakim jestem teraz kulturalnie kazalbym mu sie jebnac w glowe. Niestety mialby racje. I w cale tej walce o nastepne jutro chyba gdzies sie pogubilem, cos przeoczylem, czegos nie dostrzeglem, a moze widzialem, a nie chcialem tego zarejestrowac. Dzisiaj jestem w punkcie, z ktorego nie widze wyjscia. Stoje pod sciana, nie moge sie ruszyc i czekam na wyrok. Jestem wrakiem czlowieka. Ta choroba mnie zniszczyla. Zniszczyla psychicznie i fizycznie i jeszcze raz psychicznie. Od momentu skonczonego leczenia kazdy najmniejszy bol zapalal mi lampke i alarmowal, ze cos zlego sie dzieje, cos najgorszego, znowu. Kazda z tych sytuacji miala swoj szczesliwy koniec w postaci dobrych wynikow lub bole samoistnie znikaly. Niestety teraz wiem, ze fizycznie wszystko wracalo do normy, a psychicznie niestety nie. Kazda taka sytuacja dokladala cegielke, cegielke do muru, pod ktorym teraz stoje.
Na poczatku wrzesnia poczulem lekkie ciagniecie po stronie usunietego jadra. Niby pachwina, niby nad jadrem. Ciezko zlokalizowac, ciezko okreslic rodzaj dolegliwosci. Po tygodniu czasu udalem sie do lekarza. Sprawdzil, zbadal, powiedzial, ze wedlug niego wszystko jest ok, ale ze wzgledu na moja przeszlosc wysle mnie na usg bo wyczul lekko powiekszone wezly chlonne!! Kurwa! Mi dwa razy nie trzeba powtarzac, zeby wkrecic sobie wszystko co najgorsze. Caly weekend przezywalem pieklo. Co chwile sprawdzalem czy cos sie zmienilo, czy cos uroslo, czy moze bardziej gdzies mnie boli. Nie moglem tego tak zostawic i po weekendzie wrocilem do lekarza, tym razem innego. Pani doktor powiedziala, ze zadnych wezlow chlonnych powiekszonych nie ma. To cos co sobie wyczulem na brzuchu to wcale wezly chlonne nie sa bo ich tam kurwa w ogole nie ma. Jednak ja i moja psycha wiedzialy co innego. I teraz albo ja jestem glupi albo mam do czynienia z dwoma pojebanymi lekarzami, gdzie jeden wyklucza slowa drugiego. Powiedziala, ze wedlug niej to nic takiego, ale dla swietego spokoju USG trzeba zrobic. Doradzila, zeby zadzwonic do szpitala i powiedziec, ze jestem dostepny przy kazdej odmowionej wizycie innego pacjenta. Tak tez zrobilem, ale zanim moglo to nastapic szpital musial otrzymac forme od lekarza zlecajacego USG. To byly kiepskie dni. Nie ma co ukrywac. Doszly do tego bole brzucha, kiepskie noce, gorszy nastroj w ciagu dnia i ciagly strach. Jeszcze przed tym jak udalo mi sie zrobic USG bylem w szpitalu z bolem brzucha. Oczywiscie badanie palcami, wyniki krwi, markery nowotworowe, badanie moczu- ok. Rowniez kazali czekac na usg. W koncu sie udalo. Czekalem okolo 4 tygodni. To i tak szybko ze wzgledu na moja przeszlosc. Btw. prywatne usg w UK to koszt okolo 600 funtow :/ kiepsko generalnie. Chyba taniej wyszlyby bilety do PL i skan tam. Nie bede Was dluzej zanudzal. Wyniki skanu jednoznacznie pokazaly, ze nic zlego sie nie dzieje oprocz przepukliny. To byla dobra wiadomosc. Druga dobra wiadomosc byla taka, ze doszedlem do wniosku, ze sam nie jestem sobie w stanie poradzic z nawracajacym lekiem i strachem i musze skorzystac z pomocy psychologa. Znalazlem, chodze na terapie. Niestety bole brzucha zostaly. No i co Mariusz zrobil/robi i bedzie robil? Martwi sie, czuje strach i lek, ze to cos najgorszego. Bylismy w Polsce na urlopie i Ola zapisala mnie na usg brzucha. Wszystko ok, krew w porzadku. Warto pomyslec o kolonoskopii. Ok, moze warto. Wrocilismy z urlopu, a brzuch pobolewa dalej plus kilka razy pojawila sie krew podczas zalatwiania sie. Poszedlem zatem tutaj do lekarza bo osiagnalem punkt kulminacyjny w zamartwianiu sie. Krew pobrana, wyniki ok. Probka kalu wyslana do badania, oczekiwanie na wyniki. Nie pytajcie w jakim jestem stanie. Tego nie da sie opisac slowami. Nie da sie opisac slowami jak czuje sie czlowiek, ktorym zawladnely negatywne emocje. Czy kiedykolwiek byliscie w sytuacji gdzie mysleliscie o najgorszym? Nikt ani nic nie bylo Wam w stanie pomoc, przemowic do rozsadku, ze wszystko jest ok bo zadne badanie nie wskazuje, ze cos zlego sie dzieje? Ja wlasnie w takiej sytuacji jestem, jestem w miejscu gdzie nawet terapia u psychologa mi nie pomaga. Te negatywne mysli zawladnely mna w 100% i nie sa w stanie odpuscic nawet w nocy. Poraz kolejny jestem w miejscu gdzie czekam na wyniki. Moja niepewnosc, strach, lek, stres rozjebalyby miarke, gdyby takowa istniala. Wujek Google odpalany jest minimum 10 razy dziennie i wszystkie symptomy wskazuja na najgorsze. Siedze, czytam i wiem, ze zle robie, ze nie moge tego robic, a mimo to robie to. To cos we mnie to robi i nie chce przestac.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze krzywdze w ten sposob najblizsze mi osoby. Moje zachowanie jest straszne.
Ten post to nie jest wolanie o pomoc chociaz ciezko jest mi to wszystko dzwigac. Ten post jest po to, zeby nikt, nigdy nie bagatelizowal swoich zlych stanow emocjonalnych. Czasem warto udac sie do specjalisty, ktory rozmowa/ terapia bedzie w stanie pomoc zanim bedzie za pozno. Za pozno tak jak jest w moim przypadku. Ja stoje na krawedzi, jestem wyczerpany ciaglym zamartwianiem sie, ciaglym oczekiwaniem na wyniki i ciaglym szukaniem przyczyny najdrobniejszego bolu w ciele.
Stoje pod murem, ktory sam sobie zbudowalem i nie wiem, w ktora strone sie ruszyc, nie mam sily, zeby sie, w ktorakolwiek ruszyc. Cialo jest moje, ale to co w glowie juz nie. Pytanie tylko kiedy to co nie moje sobie pojdzie i da mi w koncu normalnie, swobodnie zyc.
W nastepna srode mam wizyte u lekarza, ktory powinien miec juz wszystkie wyniki badan. Caly tyddzien oczekiwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz