Wpis miał być wczoraj, ale brakło mi czasu. Ostatnio doba jest zdecydowanie zbyt krótka i z miłą chęcią wydłużyłbym ją o parę godzin :)
Za 12 dni wizyta u onkologa. Zaczął udzielać mi się już stres, zacząłem się martwić. Nawet nie wiem kiedy minął ten czas od 27 kwietnia. Praca, urlop, praca i tak z dnia na dzień. Miałem nadzieję, że z racji tego, że nie będę miał robionej tomografii nie będę się stresował. Myliłem się. Ta myśl przez cały czas mi towarzyszy. Zapytałem pewnej osoby, która również wygrała swoją walkę o następne jutro jak on radzi sobie z tym wszystkim. Powiedział, że pomimo tego, że on swoją walkę wygrał dwa lata temu ta myśl cały czas mu towarzyszy. Jest z tyłu głowy i co jakiś czas o sobie przypomina. Powiedział, że nie walczy z tym bo i tak wie, że nie wygra. Żyje i chwyta każdą chwilę jakby miała być tą ostatnią. Ja staram się robić to samo. Mimo wszystko z każdym dniem stresu jest coraz więcej. Może dlatego, że to pierwsza wizyta po wynikach, a może będzie mi to towarzyszyło przy każdej wizycie. Chyba znowu będę musiał prosić Was wszystkich o trzymanie kciuków :)
Koniec tych smutów. Chciałbym podzielić się swoim szczęściem :) poznałem wspaniałą Kobietę i mam nadzieję, że z Nią spełniać będę swoje marzenia :) teraz tylko paszport i mogę odkładać pieniądze na ten Wielki Kanion :)
Ola la :*
OdpowiedzUsuń