środa, 13 listopada 2019

Mur

Jesli 5 lat temu ktos powiedzialby mi, ze bede w takim miejscu jakim jestem teraz i w takim stanie jakim jestem teraz kulturalnie kazalbym mu sie jebnac w glowe. Niestety mialby racje. I w cale tej walce o nastepne jutro chyba gdzies sie pogubilem, cos przeoczylem, czegos nie dostrzeglem, a moze widzialem, a nie chcialem tego zarejestrowac. Dzisiaj jestem w punkcie, z ktorego nie widze wyjscia. Stoje pod sciana, nie moge sie ruszyc i czekam na wyrok. Jestem wrakiem czlowieka. Ta choroba mnie zniszczyla. Zniszczyla psychicznie i fizycznie i jeszcze raz psychicznie. Od momentu skonczonego leczenia kazdy najmniejszy bol zapalal mi lampke i alarmowal, ze cos zlego sie dzieje, cos najgorszego, znowu. Kazda z tych sytuacji miala swoj szczesliwy koniec w postaci dobrych wynikow lub bole samoistnie znikaly. Niestety teraz wiem, ze fizycznie wszystko wracalo do normy, a psychicznie niestety nie. Kazda taka sytuacja dokladala cegielke, cegielke do muru, pod ktorym teraz stoje.
Na poczatku wrzesnia poczulem lekkie ciagniecie po stronie usunietego jadra. Niby pachwina, niby nad jadrem. Ciezko zlokalizowac, ciezko okreslic rodzaj dolegliwosci. Po tygodniu czasu udalem sie do lekarza. Sprawdzil, zbadal, powiedzial, ze wedlug niego wszystko jest ok, ale ze wzgledu na moja przeszlosc wysle mnie na usg bo wyczul lekko powiekszone wezly chlonne!! Kurwa! Mi dwa razy nie trzeba powtarzac, zeby wkrecic sobie wszystko co najgorsze. Caly weekend przezywalem pieklo. Co chwile sprawdzalem czy cos sie zmienilo, czy cos uroslo, czy moze bardziej gdzies mnie boli. Nie moglem tego tak zostawic i po weekendzie wrocilem do lekarza, tym razem innego. Pani doktor powiedziala, ze zadnych wezlow chlonnych powiekszonych nie ma. To cos co sobie wyczulem na brzuchu to wcale wezly chlonne nie sa bo ich tam kurwa w ogole nie ma. Jednak ja i moja psycha wiedzialy co innego. I teraz albo ja jestem glupi albo mam do czynienia z dwoma pojebanymi lekarzami, gdzie jeden wyklucza slowa drugiego. Powiedziala, ze wedlug niej to nic takiego, ale dla swietego spokoju USG trzeba zrobic. Doradzila, zeby zadzwonic do szpitala i powiedziec, ze jestem dostepny przy kazdej odmowionej wizycie innego pacjenta. Tak tez zrobilem, ale zanim moglo to nastapic szpital musial otrzymac forme od lekarza zlecajacego USG. To byly kiepskie dni. Nie ma co ukrywac. Doszly do tego bole brzucha, kiepskie noce, gorszy nastroj w ciagu dnia i ciagly strach. Jeszcze przed tym jak udalo mi sie zrobic USG bylem w szpitalu z bolem brzucha. Oczywiscie badanie palcami, wyniki krwi, markery nowotworowe, badanie moczu- ok. Rowniez kazali czekac na usg. W koncu sie udalo. Czekalem okolo 4 tygodni. To i tak szybko ze wzgledu na moja przeszlosc. Btw. prywatne usg w UK to koszt okolo 600 funtow :/ kiepsko generalnie. Chyba taniej wyszlyby bilety do PL i skan tam. Nie bede Was dluzej zanudzal. Wyniki skanu jednoznacznie pokazaly, ze nic zlego sie nie dzieje oprocz przepukliny. To byla dobra wiadomosc. Druga dobra wiadomosc byla taka, ze doszedlem do wniosku, ze sam nie jestem sobie w stanie poradzic z nawracajacym lekiem i strachem i musze skorzystac z pomocy psychologa. Znalazlem, chodze na terapie. Niestety bole brzucha zostaly. No i co Mariusz zrobil/robi i bedzie robil? Martwi sie, czuje strach i lek, ze to cos najgorszego. Bylismy w Polsce na urlopie i Ola zapisala mnie na usg brzucha. Wszystko ok, krew w porzadku. Warto pomyslec o kolonoskopii. Ok, moze warto. Wrocilismy z urlopu, a brzuch pobolewa dalej plus kilka razy pojawila sie krew podczas zalatwiania sie. Poszedlem zatem tutaj do lekarza bo osiagnalem punkt kulminacyjny w zamartwianiu sie. Krew pobrana, wyniki ok. Probka kalu wyslana do badania, oczekiwanie na wyniki. Nie pytajcie w jakim jestem stanie. Tego nie da sie opisac slowami. Nie da sie opisac slowami jak czuje sie czlowiek, ktorym zawladnely negatywne emocje. Czy kiedykolwiek byliscie w sytuacji gdzie mysleliscie o najgorszym? Nikt ani nic nie bylo Wam w stanie pomoc, przemowic do rozsadku, ze wszystko jest ok bo zadne badanie nie wskazuje, ze cos zlego sie dzieje? Ja wlasnie w takiej sytuacji jestem, jestem w miejscu gdzie nawet terapia u psychologa mi nie pomaga. Te negatywne mysli zawladnely mna w 100% i nie sa w stanie odpuscic nawet w nocy. Poraz kolejny jestem w miejscu gdzie czekam na wyniki. Moja niepewnosc, strach, lek, stres rozjebalyby miarke, gdyby takowa istniala. Wujek Google odpalany jest minimum 10 razy dziennie i wszystkie symptomy wskazuja na najgorsze. Siedze, czytam i wiem, ze zle robie, ze nie moge tego robic, a mimo to robie to. To cos we mnie to robi i nie chce przestac.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze krzywdze w ten sposob najblizsze mi osoby. Moje zachowanie jest straszne.
Ten post to nie jest wolanie o pomoc chociaz ciezko jest mi to wszystko dzwigac. Ten post jest po to, zeby nikt, nigdy nie bagatelizowal swoich zlych stanow emocjonalnych. Czasem warto udac sie do specjalisty, ktory rozmowa/ terapia bedzie w stanie pomoc zanim bedzie za pozno. Za pozno tak jak jest w moim przypadku. Ja stoje na krawedzi, jestem wyczerpany ciaglym zamartwianiem sie, ciaglym oczekiwaniem na wyniki i ciaglym szukaniem przyczyny najdrobniejszego bolu w ciele.
Stoje pod murem, ktory sam sobie zbudowalem i nie wiem, w ktora strone sie ruszyc, nie mam sily, zeby sie, w ktorakolwiek ruszyc. Cialo jest moje, ale to co w glowie juz nie. Pytanie tylko kiedy to co nie moje sobie pojdzie i da mi w koncu normalnie, swobodnie zyc.
W nastepna srode mam wizyte u lekarza, ktory powinien miec juz wszystkie wyniki badan. Caly tyddzien oczekiwania.

piątek, 28 lipca 2017

28/07/2017

Wow.
Nie mogę uwierzyć, że czas tak szybko leci. Pamiętam to jak dziś gdy siadałem przy kompie i pisałem ostatniego posta, a było to ponad pół roku temu. Czas leci, a ja coraz starszy. Niestety hehe. 
Nawet nie wiem od czego zacząć. Jak tak człowiek długo nic nie pisze, niczego nie wrzuca to ciężko cokolwiek stworzyć. Chciałoby się napisać, że to tylko kilka miesięcy, ale to aż kilka miesięcy. Cholerka znowu wiele się przecież wydarzyło. 
W lutym byliśmy na imprezie urodzinowej u siostry mojej Oli. 18stka, więc obecność obowiązkowa :) było super. Impreza jak wesele cholerka. Z Oli Tatą bawiliśmy się chyba do 6 nad ranem hehe. Oczywiście jak to przy wizycie w Polsce trzeba było odwiedzić lekarzy. No i mam... migdały do wycięcia! Ciągłe infekcje, choroby. Teraz przynajmniej znana przyczyna. Dostałem tabletki na wzmocnienie odporności, ale zalecane wycięcie. W Anglii się o coś doprosić to chyba trzeba być umierającym. Sick! Przecież byłem to mi nawet krwi doktorek Wilkinsonek nie chciał pobrać. Tak, tak, przecież biedny nic nie wiedział. Nofiiiiing tu łoryyyyyy hehe. Na szczęście tabletki w miarę mi pomogły i nie boli mnie gardło 7 dni w tygodni, 30/31 dni w miesiącu. Mimo wszystko chyba trzeba będzie zrobić z tym porządek. 
Po powrocie z Polski pojechałem na odebranie wyników skanu, który miałem przed wyjazdem. Zawsze tak jest, że mam skan i urlop, na którym myślę o wynikach. Na szczęście wszystko w porządku. Aczkolwiek znowu inna Pani doktor i znowu małe problemiki, ale jak miałbym spiasać wszystkie żenujące sytuacje, które spotkały mnie u lekarza, to musiałbym książkę napisać, a że pisanie w ogóle mi nie wychodzi to nawet nie będę się za to zabierał. Najważniejsze, że dalej wszystko w porządku. 
Zrobiłem sobie kolejny tatuaż! Dzięki Daro! Jak zwykle super pięknie. Jak zwykle zajebiście bolało. Jak zwykle powiedziałem sobie, że nigdy więcej i jak zwykle nic z tego bo mam już chęć na następny. To w sumie tak jak z piciem alkoholu. Ostry melanż, kac morderca, hasło "nigdy więcej", ale po dwóch tygodniach człowiek zapomina i dalej hejaaaaaaa! Haha. 
Awansowałem w pracy :) o ile można to nazwać awansem oczywiście :) praca lżejsza fizycznie aczkolwiek patrząc z perspektywy czasu ładnie byłem na początku tym wszystkim zestresowany. Teraz już jest ok. Nie wczuwam się, nie denerwuje na coś na co nie mam wpływu. Niestety płaca ta sama chociaż praca inna. Jakiś grosz dorzucili, ale to dosłownie grosz. 
Byłem na koncecie Hadesa w Manchesterze. Chociaż nie jestem mega fanem jego solowych poczynań to fajnie było wybrać się na jakiś koncert. Tym bardziej, że często ich tutaj nie ma. 
Byłem ostatnio w Polsce na urlopie bo musiałem odebrać dowód osobisty, który potrzebuje do... uwaga, uwaga do.... ZROBIENIA PRAWA JAZDY!!! Tak ja! Ten co ledwo jeździ na rowerze także strzeżcie się ludzie hihi. Spotkałem się ze znajomymi i rodziną. Ogromną niespodziankę sprawił mi fakt, że spotkałem się z rodziną, której nie widziałem chyba z 11lat, a która co roku przyjeżdżała na wakacje w moje rejony. Kurcze naprawdę spędziłem z Nimi miło czas. Po tylu latach, a stwierdzam, że prócz kilku lat więcej nikt się nie zmienił. 
Mam nadzieję, że przyjmą zaproszenie i za jakiś czas mnie odwiedzą. 
Poza tym zaliczyłem w Polsce koncert. Znowu miałem szczęście jak rok temu tylko, że w innym terminie, że organizowany był koncert na sportowej dolinie. Tym razem Dwa Sławy i JWP. Było super. Świeże powietrze, Brok Export i rap. Byłem w Mielnie. Pogoda kiepska, więc nie zabawiłem długo. 
Znowu szara rzeczywistość. Praca, wolne, praca, wolne i byle do września i urloooop. Najpierw Polska, a potem Maroko <3 już nie mogę się doczekać. Kupiłem sobie krótkie spodenki, ale nie mam gdzie w nich chodzić bo tu ciągle pada, więc mam nadzieje wykorzystać je na wakacjach! 
Odliczam dni, godziny, minuty, sekundy aż będę leżał na plaży i robił NIC :))) 
Jeszcze chwilka i znów będą wakacjeeeeee, wakacjeeeeee :))

P.S. Jestem mega fanem twórczości Pawła Domagały. Świetna płyta. Mało rapowa, ale bardzo mi się podoba i często do niej wracam. 

sobota, 17 grudnia 2016

17/12

Ostatni wpis z marca. Zastanawiam się czy jeszcze w ogóle ktoś tu zagląda. Od marca wiele się wydarzyło.

W styczniu zrobiłem sobie tatuaż symbolizujący dosadnie moją wygraną walkę z potworą. Na lewej ręce widnieje teraz napis „LIFE AFTER DEATH”. Codziennie przypomina mi o tym co mnie spotkało, co działo się w moim życiu. O widnie śmierci,  straconych kilogramach, zgubionych włosach, ale również o tych wszystkich kciukach za mnie trzymanych, o ludziach, którzy wierzyli we mnie i w to, że mi się uda. Kurcze patrząc na to z perspektywy czasu widzę jak wiele mnie spotkało i jak wielki miało to na mnie wpływ.

W lutym byłem w Polsce na urlopie u mojej Oli rodziców. Spędziliśmy milutko czas. Byłem na festiwalu rapowym we Wrocławiu, na którym świetnie się bawiłem. Obchodziliśmy Oli urodziny, które były głównym powodem naszej wizyty. Jak to zwykle bywa wszystko co dobre bardzo szybko się kończy. Powrót do rzeczywistości jak zawsze bardzo boli hi hi.

W marcu chyba nie wydarzyło się nic co byłoby godne odnotowania.

W kwietniu wszedłem szczebelek wyżej w swoim  związku. Zamieszkałem razem z Olą. Baaaa mieszkamy razem do dzisiaj. Ja nie zabiłem jej, ona mnie. Dalej się kochamy i jesteśmy bardzo szczęśliwi. Moja Pusia daje mi siłę każdego dnia, uczucie, troskę i bezpieczeństwo.

Maj odpuszczam bo sięgam pamięcią, ale za bardzo nie widzę tam nic. Pustka. Chciałem skłamać, ale sobie przypomniałem. W maju jechaliśmy z chłopakami na rowerach w ramach charytatywnej akcji. Wszystko ku pamięci jednego z kolegów mojego znajomego z pracy, który przegrał z walkę z rakiem. Chyba czuwał nad nami z góry bo pogodę mieliśmy iście lipcową. Było Nas około 40osoób, nie wszyscy dojechali, ale i tak szacunek się należy. 100mil wybiło na liczniku jeszcze przed przystankiem końcowym. Przywitali Nas jak zwycięzców, pod pubem, który był punktem startu i mety. zebrało się około 100osób. Szło uronić kilka łez. Zebraliśmy około 10 tys i pieniązki przekazaliśmy na dwie fundacje.

W czerwcu był skan. Tak pół roku minęło i znowu pompowali we mnie kontrast. Jak zwykle było wszędzie gorąco. W tyłek też hi hi. Jak zwykle stres i myślenie o tym co może być, co może się wydarzyć. Prócz czekania nie pozostało mi nic.

W lipcu byłem na urlopie w Pl. Niestety sam. Popiłem, pobawiłem się, spotkałem znajomych i rodzinę. Byłem nad morzem, miałem raz ogromnego kaca. Raczyłem się mym ulubionym Brokiem Exportem <3 ile bym dał jakby jakiś ciapek sprowadził je do swojego sklepu. No w sumie nie więcej niż 1,60 :P pograłem w kosza na orliku z mym sąsiadem. Pozdro Krótki! Kilka razy widziałem się z moimi najlepszymi. Całusy i przytulasy Dominika i Giesiu, kocham Was <3. Po urlopie w Pl, miałem kilka wolnych dni jeszcze w UK. Przyjechała do Nas Oli siostra. Niestety nie znalazła pracy i wróciła do domu. W między czasie chyba najistotniejsza kwestia kierwa jego mać. Odebrałem wyniki skanu. Czysto!!!!! Pani doktor powiedziała, że z każdym kolejnym skanem będzie coraz mniejsze prawdopodobieństwo nawrotu choroby. Ona swoje, a ja i tak swoje będę myślał.

Sierpień to odpuszczam  bo chyba tylko od wolnego do wolnego życie się toczyło.

WrzesieńJ za to wrzesień to bajka. Byłem z  Pusią na tygodniowych wakacjach na Krecie. Będę chujkiem i samolubem, ale kierwa należało mi się J bawiliśmy się świetnie, pogoda była wyśmienita, miejsce też. Witamina D to jest coś co ładuje baterie i powoduje, że człowiek inaczej wszystko postrzega, życie nabiera koloru. Koloru słońca haha. Już nie mogę doczekać się następnych. Miejsce już wybrane. Nie wiem czy Dominikana jest gotowa na przyjęcie mnie, ale ja jestem gotowy na bycie tam już teraz.

Październik…………….

Listopad prócz tego, że poznałem nową miłość, fascynacje. Wpadłem chyba jak śliwka w kompot. Poznałem pewną osobę, która zmieniła moje życie. Na pewno zmieniła. Zostawiła po sobie ślad w głowie i na skórze. Zakochałem się w TATUAŻACH! Zrobiłem sobie drugi tatuaż i jestem przekonany, że to nie ostatni bo trzy kolejne mam już w głowie. Przy okazji poznałem świetną osobą. Daro pozdrawiam Cię serdecznie! Robisz cuda. Zajebisty tatuażysta, zajebisty ziomek. Już nie mogę się doczekać kolejnej wizyty.


Grudzień to busy time. Moje urodziny, święta. Zrobiłem urodzinową imprezkę. Myślę, że było zajebiście. Nie wiem jak inni, ale ja bawiłem się bardzo dobrze J troszku popiłem, ale obyło się bez mega kaca czyli chyba jeszcze nie jestem taki stary.

piątek, 11 marca 2016

23/01


Z pozoru wydawać by się mogło, że to kolejny, zwykły dzień. Ot wolna sobota. Ten dzień był wyjątkowy. Byłem na mieście i wpadłem na obiad do Toli jak to zawsze mam w zwyczaju. Spotkałem tam ziomka, z którym kiedyś pracowałem w Naszym wspaniałym Tesco. Gadka, szmatka "co tam? Jak tam?" No i powiedział mi coś co zawsze będzie mnie chwytało za serducho, że czytał bloga, że trzymał kciuki, że wierzył, że się uda i bardzo się cieszy, że mi się udało. Kurcze jak to mało potrzeba, żeby człowiekowi zrobiło się miło. Grzecznie podziękowałem, ale siedziało to we mnie, bo przypomniało o tym, że mi się udało, że jestem zdrowy, że wyniki są dobre, że rozpocząłem wizyty co 6miesięcy. Bardzo poprawiło mi to humor. Dostałem kopa pozytywnej energii. Po obiedzie i zakupach wróciłem do domu bo wieczorem wybieraliśmy się z Mą Olą i córką mojego przyjaciela na koncert do Leeds. Siadam na sofe, odpalam fejsa i co widzę? Rapowy ziomek ode mnie z pracy korzystając z okazji, że jest w Polsce i że ma spoko ziomali w postaci kilku czołowych warszawskich raperów postanowił sprawić mi prezent. Płyty z ich podpisami. Okrasił to wszystko zajebistym wpisem na fejsie i znowu chwyciło mnie za serducho. Może gdyby nie ta sytuacja u Toli to cieszyłbym się max, ale prócz tego, że się max cieszyłem to jeszcze się wzruszyłem. Kurcze tak drobny gest, tak wielka niespodzianka sprawiły, że ta sobota nie mogła skończyć się źle. No i się nie skończyła.
Koncert, na który się wybrałem okazał się kotem strasznym. Zobaczyłem koncert Bonsona, którym strasznie, w opór się jaram. Dzięki swej wrodzonej zajebistości i łatwości w nawiązywaniu kontaktów udało mi się wbić na backstage po podpisy na płytach. Poznałem Bonsona, Matka, Piha, Ede, Soulpete'a, dj Perca oraz Laika. Jaki kozak zaszczyt mnie pierdolnął, że mogłem pić wódkę z typami, którymi rapami się jaram. Wszyscy max wyluzowani, humorki dopisywały. Koncerty zajebiste chociaż nagłośnienie ssało strasznie. Pita wódka z Laikiem pod sceną zapijana browarem to chyba był gwóźdź do trumny bo film urwał mi się z końcem drugiego koncertu.
Mimo tego kaca na drugi dzień uważam, że ta sobota była mega! Pewnie i tak już nikt nie czyta mojego bloga, ale jeśli wpadniecie tu kiedyś, za pare lat to pamiętajcie, że mega Wam dziękuję za to co zrobiliście w tym dniu :)

sobota, 23 stycznia 2016

18/01

Wstałem rano na pełnym luzie. Wiedziałem po co jadę i w jakim humorze wrócę. Tego dnia nic nie mogło mnie zaskoczyć. Zameldowałem się w szpitalu przed czasem, Niestety okazało się, że jest godzina opóźnienia. Powinienem się już do tego przyzwyczaić.Wszedłem na luzie, swoje odczekałem. Pani doktor powiedziała to samo co pielęgniarka i dodała o tej tkance miękkiej w śródpiersiu. To tkanka grasicy, która aktywowała się podczas chemii i jej rozmiar powinien ulec zmniejszeniu. Lutowa wizyta odwołana bo wszystko jest ok, więc następna dopiero w lipcu!! Rok od leczenia minął i zaczynam wizyty co pół roku. Skan powinien odbyć się pod koniec czerwca. Nie ma wskazać do kolejnego PETa, więc będę miał zwykłą tomografię :)
Uradowany poszedłem na pobranie krwi i zabukować kolejną wizytę w recepcji. Tak proszę państwa to się dzieję naprawdę, Naprawdę jestem żywym dowodem na to, że można wygrać. #lifeafterdeath

13/01

Mijały dni i noce, a o wynikach ani widu, ani słychu. W piątek 8stycznia dostałem list ze szpitala o bardzo dziwnej treści. Mianowicie poinformowano mnie, że oglądali skany i nic się nie zmieniło i zlecają PET skan. WTF?? dopiero miałem skan i już następny? Zadzwoniłem do sekretarki pani doktor i zapytałem co co cho. Powiedziała, że przekaże i da mi znać jak tylko będzie coś wiedziała. Czytałem ten list jeszcze z 10 razy i w końcu dostrzegłem coś co wszystko wyjaśniło. Data dyktowania listu 9grudnia, data napisania listu 20grudnia, data wysłania listu 7styczeń!!!!! Mają rozmach skurwysyny! jeden list, a tylu ludzi musiało go tyle tworzyć. Zaznaczam, że nie był pisany ręcznie. Poinformowałem sekretarkę, że rozwikłałem zagadkę :)
Na wyniki trzeba było czekać dalej.
W środę 13 stycznia odebrałem rano telefon od pielęgniarki prowadzącej. Oczywiście się spociłem, ręce mi się trzęsły. Zapytała co z tym listem, więc jej wytłumaczyłem. Powiedziała,że mają wyniki, ale będą je omawiać dopiero na spotkaniu popołudniu i zabukowała mi wizytę na poniedziałek. Poprosiłem, żeby dała mi znać szybciej jeśli będzie coś wiedziała, bo ja zejdę na zawał do poniedziałku. Coś tam pomruczała pod nosem, ale obiecała zadzwonić ze względu na mój kiepski stan psychiczny. Tak, tak. Stres strasznie mnie wyniszczył. Tabletki antydepresyjne pomagały, ale nie chciałem ich brać cały czas. W drodze z pracy do domu telefon ze szpitala. Wiedziałem, że to z wynikami... odbieram i drżącym głosem pytam "wynik? jaki jest wynik". Węzeł chłonny znowu się powiększył o 2mm, ale nie ma aktywności nowotworowej!!!!!!!!! Jestem czysty!!!! Czekałem na ten dzień od września kiedy otrzymałem pierwsze, gorsze wyniki. Te wzrosty nie mają nic wspólnego z nowotworem! Kamień z serca :)) jeszcze tylko w poniedziałek do onkologa po dokładne wyniki i żyję na 107% dalej!

30/12

Witam ponownie. Nie było mnie tu trochę. Mam nadzieję, że się stęskniliście :) zacznę od tego, że udało mi się umówić skan na 30grudnia. Według tego co powiedziano mi przez telefon pani doktor zleciła skan ASAP w wolnym tłumaczeniu już teraz, w tej chwili "biegnij ziomek, biegnij". Do szpitala do Sheffield pojechałem z mą miłością i przyjacielem. Niestety do Sheffield bo w Doncaster nie dorobili się jeszcze maszyny do PET skanu. Miła obsługa. Zaproszono mnie do pokoju, wytłumaczyli o co chodzi, po co i dlaczego oraz co będą robić. Dostałem zastrzyk z radioaktywną glukozą, która podczas skanu miała wyodrębnić aktywne i nieaktywne komórki, tkanki, węzły chłonne czy narządy. Plus taki, że nic nie czułem w przeciwieństwie do tomografii z kontrastem. Minus taki, że po zastrzyku godzina przerwy. Nie mogłem się ruszać, a najlepiej gdybym poszedł. Może i bym zasnął, bo wstałem o 6 rano, żeby zjeść śniadanie, bo 6godzin przed skanem trzeba było ojebać ostatni posiłek. Niestety po śniadaniu poszedłem dalej spać, więc podczas przerwy nie było mowy o zaśnięciu. Strasznie chujowa ta godzina. Już w robo szybciej czas leci. Skan trwał pół godziny. Najpierw tomografia, potem PET. Zdjęcia z obu skanów nakładają na siebie i widzą wszystko dokładnie. Mega chujowo było w tej tubie bo trzeba było ręce trzymać za głową, a pod koniec czułem już lekki ból. Na szczęście jakoś wytrzymałem. Wyniki za około 3-4dni.
Nowy rok, weekend, więc trzeba dodać z dwa dni ekstra.