poniedziałek, 6 kwietnia 2015

2-6 Kwietnia

Po środowej chemii czułem się nadzwyczaj dobrze dlatego postanowiłem to wykorzystać. Cały czwartek poświęciłem na robienie samych wspaniałych rzeczy :) posprzątałem trochę w domu. Łazienka, kuchnia w końcu zaczęły jakoś wyglądać. W sypialni posprzątałem, powycierałem kurze. Zrobiłem 3 prania i zauważyłem, że na mój ulubiony zapach płynu do płukania pojawiają się mdłości. Taki urok leczenia. Płyn do płukania musiał zostać wymieniony i sytuacji wróciła do normalności.Wymieniłem zawartość łasuchowego kibelka, aby i on mógł poczuć świeżość. Czujesz się dobrze, nie masz mdłości i w pamięci przywołuję na przykład szpital i obiady i automatycznie pojawiają się mdłości albo na przykład pomyślę o czymś czego nie lubię albo o zapachu, którego nie "trawię" i już jest kiepsko. Zastanawiam się czy tak będzie również po leczeniu. Czy jak skończy się leczenie i "obiadki" ze mnie wyjdą całkowicie to te przykre wspomnienia dalej będą wywoływać mdłości. Korzystając z ładnej, czwartkowej pogody udałem się do miasta, aby zrobić małe świąteczne zakupy. Wieczorem padłem po całym dniu ruszania się :) no i chyba tak przedobrzyłem w czwartek i tyle zrobiłem, że cały piątek czułem się kiepsko. Znowu byłem zmęczony i na nic nie miałem ani siły, ani ochoty. Po raz kolejny popełniłem ten sam błąd podczas leczenia. Poczułem się na lepiej i zrobiłem tyle, że przemęczyłem organizm i następny dzień spędziłem w łóżku.
W sobotę od samego rana wiedziałem, że nie mogę pozwolić sobie na obijanie się bo musiałem coś przygotować na święta. Zrobiłem sałatkę, kotlety, żurek gotowany był w niedzielę :) odwiedziłem również dom kuzyna, żeby włączyć ogrzewanie, aby po powrocie z Polski dupki im nie zmarzły :) w nagrodę zostało mi przywiezione butelkowe, lokalne piwo. Sambor już się chłodzi, abym po leczeniu mógł się nim rozkoszować :)
Wieczorem odzyskałem siły po całodziennym dniu robienia czegoś, więc odwiedziłem na chwilę sąsiadów :)
Świąteczną niedzielę spędziłem przed tv na sofie rozkoszując się sałatką, ciastem, jajkami i żurkiem na tyle na ile oczywiście pozwolił brak apetytu. Ciężko się je jeśli nie ma się apetytu, ale jeść trzeba bo do wagi trzeba wrócić. Trzeba odrobić to co zrzuciłem. Zrzucić jest prosto, ale przytyć będzie ciężej. Nie wszystko musi być proste. Wieczorem znowu odwiedziłem sąsiadów :)
W środę ostatni chemiczny "obiad". Nie wiem co będę teraz robił w środy skoro każda od 9 tygodni była zaplanowana. Z jednej strony bardzo się cieszę, że to już koniec, że wytrzymałem, że jakoś dałem radę, że przez te 9tygodni naprawdę dobrze się trzymałem i dzielnie walczyłem. Z drugiej jednak strony im bliżej końca, a to już za dwa dni, tym mam coraz większe obawy. Mam obawy, że leczenie nie pomogło, że wcale nie musi być tak kolorowo jak zakłada onkolog, że podczas okresu między ostatnią chemią, a skanem i wizytą choroba wróci. Cały czas byłem silny i wierzyłem w sukces, ale im bliżej końca tym większe obawy przed nieznanym. Nie wiem czego się spodziewać, czego oczekiwać. Wiem tylko czego chcę i pragnę. Chcę mieć to za sobą, chcę usłyszeć, że wszystko jest w porządku, chcę dojść do siebie, chcę wrócić do normalnego życia, pracy, do spotkań ze znajomymi. Chcę tej normalności jak niczego wcześniej.
Skan zorganizowano na 17 kwietnia w Doncaster także nigdzie nie trzeba będzie jeździć :) 27 kwietnia wizyta u onkologa i wtedy będzie wszystko wiadomo. Za 3 tygodnie będę wiedział jak będzie wyglądała moja przyszłość. Boję się, cholernie się boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz