Te ostatnie kilka dni to jakiś koszmar. Nie potrafię nawet opisać tego
jak się czuję. Strach, nerwy, obawa o wyniki, o ból jądra. Wszystko się posypało i nie mogę sobie z tym poradzić.
W weekend
odwiedzili mnie znajomi, w niedzielę byłem u kuzyna na obiedzie. Każdy
kontakt z kimś pozwalał mi zapomnieć na chwilę o tym wszystkim. Niestety
tylko na chwilę. Każdy najmniejszy ból gdziekolwiek zapalał mi lampkę,
że leczenie się nie powiodło. Jeśli na chwilę udało mi się o tym
zapomnieć to pobolewanie jądra skutecznie przypominało mi o najgorszym.
Najchętniej nie wychodziłbym z łóżka, trochę popłakał i może jakoś bym
przetrwał.
W poniedziałek udało mi się dodzwonić do prowadzącej
pielęgniarki w sprawie tego jądra, a raczej jego bólu. W środę wizyta i
sprawdzenie o co chodzi. Bałem się o poniedziałkowe wyniki, a do tego
doszły jeszcze większe obawy o środowe badanie jądra.
Moja droga
jest syzyfową drogą. Upadam, podnoszę się i znowu upadam. To co czuję,
to przez co teraz przechodzę nie życzę najgorszemu wrogowi. Gdyby to
wszystko mogło być prostsze. Gdyby ktokolwiek wiedział jakie uczucia mi
towarzyszą może byłoby łatwiej mi przez to przejść.
Wczoraj udałem
się do przychodni po kolejne zwolnienie lekarskie. Czekając w kolejce,
aby się zarejestrować z gabinetu wyszedł doktor W. Podszedł, zapytał jak
się czuję, co tutaj robię. Gdy dowiedział się, że przyszedłem po
zwolnienie zostawił swoje obowiązki i zaprosił mnie do gabinetu. Wypisał
zwolnienie, chwilkę porozmawialiśmy. Wspomniałem mu o bólu jądra.
Powiedział, że może to być reakcja organizmu na chemię, ale dobrze, że
szybko zareagowałem i że na pewno trzeba to sprawdzić. Uświadomiłem
sobie wychodząc z gabinetu, że jest mi go cholernie szkoda. Nie potrafię
sobie wyobrazić jak źle musi się z tym wszystkim czuć. Może to zabrzmi
śmiesznie, ale chciałbym mu jakoś pomóc, ale nie wiem jak. Co mogłoby mu pomóc.
Dzisiaj badanie. Będę wiedział na czym stoję. Boję się tej wizyty bo nie mam siły ani fizycznej ani psychicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz