Chwilkę mnie tu nie było. Mam nadzieję, że nikt się zbytnio nie martwił
brakiem wpisów :) jeszcze żyję. Nie ukrywam, że chciałbym jak
najszybciej zapomnieć o ostatniej 3dniówce w szpitalu. Było chujowo.
Ciągłe zmęczenie, mdłości, senność, siuśki, cały czas z Pieszczochem. Do
tego wszystko mi śmierdziało co powodowało jeszcze gorszy stan niż był.
W sobotę wróciłem do domu dzięki uprzejmości mych przyjaciół z
nadzieją, że z każdym dniem będzie lepiej. Nic bardziej mylnego. Chujowo
było i w niedzielę i w poniedziałek i we wtorek. Wydawało mi się nawet,
że w niektórych chwilach było nawet mega chujowo. Wiedziałem czego się
spodziewać. Wiedziałem, że ostatni cykl będzie najgorszy, ale tego to
nawet w najczarniejszych scenariuszach sobie nie wyobrażałem. Straszne
uczucie kiedy nie masz na nic siły. Dosłownie na nic. Mruganie Cię
męczy, a Ty nic z tym nie możesz zrobić. Wszystkie plany typu
sprzątanie, pranie itp. zostały przełożone w czasie. Mam nadzieję, że
wkrótce uda mi się wyjść na prostą.
Jak to dobrze, że Rudzielec był cały czas przy mnie i możliwość przytulenia do Niego dodawała mi maleńki procent do siły.
Dzisiaj
był kolejny dzień trzeciego cyklu. Kurwa przedostatni tydzień!
Obudziłem się i już wiedziałem, że będzie kiepsko. Coś wrzuciłem na
ruszt, wziąłem prysznic, zmieniłem pościel, ale Lidla już odpuściłem. I
tak zrobiłem dużo. Ubrałem się i już miałem dzwonić, że nie przyjadę bo
kurwa nie miałem siły tyłka podnieść z krzesła. Myśl, że jeszcze tylko
dwa tygodnie mnie zmobilizowała. Udałem się na autobus, po drodze
kupiłem pączka, pociąg, autobus i Ward3 wita! Łóżko już czekało, było
gotowe. Z tym, że pierwszy raz naprawdę to ja nie byłem gotowy. Piguła
nie naciskała, pogadała. Zapomniałem wspomnieć, że od poniedziałku boli
mnie żyła. Czasem jebie. Jak to się mówi jak nie urok to wiadomo co.
Chyba skończyła się jej przydatność i po 7tygodniach odmówiła
posłuszeństwa. Dzisiaj zmieniliśmy rękę i i o dziwo nic nie bolało. Może
byłem tak zmęczony, że nawet nie zauważyłem, że bolało, a może lewa
ręka tak boli, że nie wyczułem bólu prawej. Mniejsza o to. Modliłem się
tylko o szybki koniec tego wlewu. Na mdłości doradzono mi branie
regularnie dwóch tabletek. Powinno pomóc także od jutra zaczynam. Chemia
jakoś minęła. Te środy takie najgorsze nie są. Trzeba się tylko zebrać.
Po chemii wsiadłem w autobus, pociąg i znalazłem się w Doncaster :)
Subway zaliczony. Po drodze do domu wstąpiłem do Lidla na małe zakupy i
teraz mogę odpoczywać.
Po wejściu do domu nie wytrzymałem. Całą
drogę jakoś dawałem sobie z tym radę, ale pękło coś we mnie. Na sali
leżał ze mną starzy Pan. Na oko jakieś 55lat. Była w odwiedzinach Jego
małżonka. 7tygodni się udawało. W końcu nadszedł czas, że spotkałem
"słabszą" osobę na swojej chorobowej drodze. W momencie pożegnania
popłakał się i wydusił z siebie tylko dwa zdania. " Nie mam już siły
walczyć. Jaki jest sens mojej walki skoro tak się męczę". To było
straszne. Wróciłem do domu i popłakałem się jak małe dziecko. Dlaczego
to życie musi być tak okrutne? Dlaczego musimy mieć gorsze chwile?
Dlaczego nie możemy mieć zawsze siły by walczyć? Czemu ten człowiek musi się
męczyć, a jakiś jebany pedofil czy morderca żyje sobie bez problemów i
stresów?
Co Nas nie zabije to Nas wzmocni. Mam nadzieję, że dla tego
Pana zaświeci jeszcze słońce i on znajdzie w sobie siłę, by walczyć o
następne jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz