czwartek, 26 marca 2015

25 Marzec

Obudziłem się godzinę przed budzikiem. Nie wiem czy to wyspanie czy stres, ale zasnąć już nie mogłem. W każdej wolnej chwili tego rana przytulałem się do Rudzielca :) najgorsza chwila kiedy wychodzisz z domu ze świadomością, że zobaczysz tą mordeczkę kochaną dopiero w sobotę :((( Standard czyli śniadanie, prysznic. Spakowałem się do końca, naszykowałem wszystko co potrzebne do opieki nad Łasuchem, zjadłem mały jogurt. Wybuziowałem i wyprzytulałem co moje. Dobrze, że Rudy nie może słownie protestować bo na pewno by to robił. Ruszyłem w podróż tą samą drogą. 15, pociąg, krótka przechadzka po Sheffield i autobus numer 52. Posiedziałem przed szpitalem i naszła mnie myśl, aby spierdolić z tej ławki i wrócić do domu, ale plusów tego zachowania było mniej niż minusów także zostałem.
Udałem się na oddział i wcale nie zdziwiło mnie to, że muszę zaczekać na łóżko. Na moje nieszczęście ogólna sala. 7A. Zajebiste uczycie kiedy wszyscy witają Cię po imieniu z szerokim uśmiechem na morduni :) Czekałem tylko półtorej godziny. Tylko bo zawsze mógłbym czekać dłużej. O dziwo od razu się mną zajęto :) nie zdążyłem się przebrać, a już chcieli brać wymazy, mierzyć temperaturę i ciśnienie, zakładać wenflon do "obiadów". Chemię zacząłem brać stosunkowo szybko także wiedziałem, że szybko ją skończę, a to oznaczało, że jest szansa, że pośpię tej nocy. Chemia skończona było około 22. Potem podłączyli jeszcze jakiś fluid na 2godziny, ale nie doczekałem do końca. Zasnąłem. Oczywiściu budziłem się parę razy na siusiu. Nocne spacery z Pieszczochem niezmiennie nie należą do najprzyjemniejszych. Z resztą okazało się, że podczas tych pobudek mdłości były dość spore. Na szczęście udawało mi się za każdym razem zasnąć z miejsca i obyło się bez tabletek :) jeden dzień za mną. Kolejny dzień bliżej końca. 4wlewy!! Kurwa to muszą być ostatnie 4wlewy!! 
P.S. Poznałem pewnego młodego Anglika. Ten sam nowotwór co ja, ta sama chemia, też 3cykle. Od samego początku wydawał się być jakiś lewy, ale nie oceniam ludzi od razu. Moje przypuszczenia się jednak potwierdziły. Po pierwsze robi siuśki tak jak ja, ale każe odczytywać ich ilość pielęgniarkom. Po drugie o 1w nocy rozmawiał z kolegą przez telefon poprzez zestaw głośnomówiący. Nie ukrywam, że nie dość, że mnie obudził to jeszcze wkurwił. Na koniec czyli po trzecie zostawił włączone radio na całą noc. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że radio chyba zgubiło stację i wydawało z siebie te dziwne trzeszczące dźwięki oraz dźwięk ten słychać było w szpitalu obok. Jako niedoświadczony pielęgniarz zdiagnozowałem u Niego to samo co ma Peja. Mianowicie niedojebanie mózgowe. Dziękuję za uwagę :) 
Btw. humor dalej dopisuje mimo stosunkowo gorszego samopoczucia :) 

środa, 25 marca 2015

24-25 Marzec

Wczoraj miałem bardzo ciekawy dzień . Po pierwsze po poniedziałkowych dobrych wiadomościach dobry humor mnie nie opuszczał. Po drugie zaniosłem wczoraj zwolnienie do Tesco. Dobrze było widzieć to wszystkie mordeczki :) przez chwile czułem się jak gwiazda :P tylko znowu czerwonego dywanu brak... Posiedziałem trochę w Tesco, potem zaliczyłem obiad, małe zakupy i spokojnie mogłem wrócić do domu i szykować się  do szpitala. Odwiedziłem sąsiadów i Przystojniachę :) torba spakowana, plecak spakowany.
Czas za chwilę ruszać na ostatnią 3dniową wizytę w szpitalu. Nie ukrywam, że cholernie boję się tej wizyty. Pamiętam jak czułem się po ostatniej i obawiam się, że mogę czuć się jeszcze gorzej. Nie wiem czy jestem na to przygotowany. Z jednej strony ta częstotliwość jest dobra bo im szybciej się to odbywa, tym szybciej będzie koniec. Z drugiej jednak strony czasem nie zdążę odpocząć i dojść do siebie po jednej, a tu następna. Akurat w tym przypadku moje pozytywne nastawienie nic mi nie pomoże. Oczywiście jeszcze nie wyszedłem z domu i już tęsknię za moją Rudą mordeczką. Zobaczył wczoraj spakowaną torbę i wyczuł, że nadszedł dzień rozstania bo od wieczora nie opuszcza mnie na krok. Przespał prawie całą noc pod kołdrą i wszędzie za mną chodzi. Taka kochana bestia z Niego <3
Trzymamy zatem wszyscy kciuki za to, abym jak najlepiej zniósł tę wizytę i przede wszystkim, żeby jak najszybciej minęło do soboty :) i do zobaczenia na blogu :)

wtorek, 24 marca 2015

23 Marzec

Po przebudzeniu przez żaluzje zauważyłem słońce na zewnątrz, więc czułem, że to będzie dobry dzień. Mimo, że wcale nie było ciepło i słońce raz się pojawiało, a raz znikało to humor dopisywał. Jak zwykle schemat ten sam. Wydaje mi się, że prowadzę bardzo nudne życie bo każdy mój dzień, w którym wyjeżdżam do Sheffield wygląda tak samo. Śniadanie, prysznic, szykowanko i autobus, pociąg, autobus i jestem na miejscu. W Sheffield zlikwidowali przystanek,z  którego zwykle jeździłem do szpitala, a następny jest kawałek dalej także wcale nie uśmiecha mi się pokonywać dłuższej drogi, ale jak widać cały czas pod górkę :P W szpitalu jak zwykle pojawiłem się przed czasem, ale o dziwo nie skierowano mnie pod igłę. Nie ukrywam, że lekko mnie to zaskoczyło. Kupiłem sobie w bufecie herbatę miętową i usiadłem w poczekalni. Prowadząca pielęgniarka przyniosła mi jakąś ankietę o stresie do wypełnienia i stos naklejek na probówki, abym poszedł na badanie krwi jeszcze przed wizytą. Także mimo wszystko trafiłem pod igłę. Śmiem twierdzić, że było nawet w porządku mimo tego, że zamiast trzech pobrano cztery probówki. Kurwa czy oni tą moją krew sprzedają i jeszcze szmal na mnie robią?
Spod igły od razu na wizytę. Waga wskazała 80kg minus 3/4kg bo pewnie tyle ważyły ciuchy. Nie jest źle :) a będzie jeszcze lepiej jak już mdłości miną. Wizyta dłuższa niż ostatnio bo spisałem sobie pytania, które chciałem zadać. Najpierw ona była prowadzącą teleturniej, potem ja. Pytania o skutki uboczne, samopoczucie, czy jestem gotowy na kolejne wlewy. Gotowy nie byłem, nie jestem i pewnie nie będę, ale wyjścia innego nie mam. Im szybciej, tym lepiej. Potem wystrzeliłem swoim łamanym angielskim serię pytań jak z kałacha :P
Zatem wyniki markerów nowotworowych cały czas utrzymują się na tym samym poziomie zdrowego człowieka. Co za tym idzie Pani onkolog nie przewiduje, aby chemia mi nie pomogła. Przerzut był na tyle mały, że raczej obejdzie się bez operacyjnego usuwania tego powiększonego węzła chłonnego. Kurwa w końcu pojawił się szczery uśmiech na mej morduni. Takie wiadomości to same plusy. W końcu jakieś konkrety, które jeszcze bardziej umocniły mnie w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Kolejna wizyta za 6 tygodni. Po 3tygodniach chemii będę musiał zgłosić się na tomografię komputerową i jej wyniki będą już znane i omawiane podczas kolejnej wizyty. 6 tygodni i wszystko będzie wiadomo. Pewnie z każdym kolejnym dniem stres będzie coraz większy.
Tak to zdecydowanie był dobry dzień :)

niedziela, 22 marca 2015

19-22 Marzec

Czwartek był równie beznadziejny jak środowy wieczór. Trochę lepiej, ale dalej kiepsko. Postanowiłem, że w związku z tym, że czułem się źle robiłem to co robiłem w ostatnim czasie najczęściej. Kursowanie między łóżkiem, a sofą mam opanowane do perfekcji :) mdłości były, brak apetytu, a co za tym idzie i humoru nie było.
W piątek czułem się już dużo lepiej. Pojechałem do Tesco na zakupy. Zaopatrzenie dla Rudego kupione. Potem skoczyłem na miasto. Obiad zjedzony, zakupy zrobione. Po powrocie do domu odwiedziłem jeszcze sąsiadów i małego Przystojniachę :)
W sobotę znowu zaległem na sofie i oglądałem angielską ligę. Dostarczono mi obiad :) pożegnałem rodzinkę, która pojechała na urlop do Polski. To znaczy zostawiła mnie samego na dwa tygodnie :P
Dzisiaj odwiedziłem znajomego z mym przyjacielem w celu obejrzenia angielskiego szlagieru piłkarskiego. Liverpool- United zakończył się Naszym zwycięstwem!! Wracamy z tarczą do Manchesteru! Szkoda tego karnego bo mogło być 3:1. Dzisiaj jeszcze Real- Barcelona :)
Jutro wizyta u onkologa. Znowu pewnie 15 minut z czego 10 na pobranie krwi, a cały dzień zmarnowany.
P.S. Polecam szczerze wszystkim zamówić preorder płyty mojego człowieka. Duchu sieknie taki album, że wypierdoliii z butów :)


18 Marzec

Wstałem w środę dość późno. Szybka wizyta w sklepie, prysznic, śniadanie i mogliśmy ruszać na kolejny wlew obiadu. Pogoda kiepska, ale czego tu się spodziewać w marcu. Czekam na to słońce i wyższą temperaturę, czekam na wyjście na ławkę, czekam na dłuższy spacer. Jak zwykle autobus, pociąg, autobus i jesteśmy pod szpitalem. Usiedliśmy jeszcze na ławce, aby zapachy obiadu na oddziale znikły. Zameldowałem się na oddziale i zaczęły się schody. Generalnie podejrzewałem, że skoro Łukasz ze mną jedzie to nie może być ładnie i kolorowo. Okazało się, że w moim drugim domu nie ma wolnego łóżka i muszę udać się na oddział piętro niżej. Spokoooooo pomyślałem. Poszliśmy. Prócz znajomego lekarza nie znałem nikogo, czułem się dziwnie. Jakbym pierwszy raz był w tym szpitalu. Na Wardzie2 okazało się, że też nie ma łóżka i muszę zaczekać, więc czekaliśmy i czekaliśmy i kurwa czekaliśmy. W pewnym momencie zaproponowałem Łukaszowi, że dam mu klucz od domu i sam wróci wcześniej, żeby nie spóźnił się na samolot. Po dwóch godzinach czekania znalazło się łóżko. Tylko się znalazło bo i tak nie mogłem z niego skorzystać. Siedziałem na fotelu obok. Gdybym wiedział, że tak będzie to bym poprosił o chemię w pokoju, w którym spędziłem dwie wcześniejsze godziny. Piguła nie mogła znaleźć żył. WTF?! Nikt, nigdy nie miał problemu, a ona miała. Poszła poszukać lekarza. Kolega obok powiedział, że jemu wkuwała się 3 razy i za każdym razem źle, więc umocniło mnie to w przekonaniu, że Ward2 ssie i że ta piguła jakaś lewa była. Przyszedł lekarz i tak jak myślałem bardzo szybko odnalazł żyłę o czym boleśnie się przekonałem. Podłączyli fluid i mogłem się "relaksować". W między czasie "moje" łóżko zostało usunięte z sali i zamienione na nowe, na którym też się położyć nie mogłem. Trudno i tak należałem się wystarczająco w domu. Po fluidzie pojawił się kolejny problem. Nie podano mi środka przeciwwymiotnego i sterydów w kroplówce jak to zwykle czyniono. Gdy zapytałem dlaczego stwierdzono, że nie potrzebuję. Świetnie. Wiedziałem, że nie będę chciał więcej wracać na ten oddział. Podano chemię, szybki flush i mogłem wracać do domu. Żeby tradycji stało się zadość udaliśmy się wszyscy do Subway'a :) kanapka wciągnięta, więc można ruszać na lotnisko. Mały korek mógł spowodować, że Łukasz zostałby ze mną dłużej. Nie miałbym nic przeciwko, gorzej z Jego żoną :P Dojeżdżając do Doncaster poczułem się już źle. Zaczęły się mdłości, było mi zimno. Łukasz na lotnisko zdążył. Pożegnaliśmy się i ruszyłem do domu. W domu przeżyłem straszne chwile. Dostałem dreszczy, cholernych mdłości i mega bólu głowy. Tabsy w ruch i do łóżka. Jeszcze z godzinę trząsłem się pod kołdrą. Mdłości trochę minęły i spokojnie zasnąłem. Obudziłem się koło 22. Dałem zainteresowanym znać, że prawie żyje, zaopatrzyłem się w wodę i z nadzieją na lepsze jutro poszedłem dalej spać.

środa, 18 marca 2015

14-15-16-17 Marzec

W sobotę wstałem z planem posprzątania w kuchni bo syf zrobił się taki, że wstyd kogokolwiek zaprosić do domu. Jednak postanowiłem, że uczynię to po wizycie piguły, która miała przyjechać tego dnia, aby skontrolować mój pierwszy, własnoręcznie zrobiony zastrzyk. Przed wizytą piguły wpadł znajomy w odwiedziny. Przyjechała piguła i się zaczęło. Wiedziałem, że lepiej będzie jeśli nauczę się je robić sam, żeby nie być zależny od piguł. Wyjąłem zastrzyk z lodówki, z opakowania, ściągnąłem zatyczkę i na widok igły po pierwsze spociłem się jak po przebiegnięciu maratonu w 40stopniowym upale, a po drugie dłonie trzęsły mi się tak, że ledwo złapałem skórę na brzuchu! A tę igłę miałem sobie jeszcze kurwa wbić w brzuch! SAM! Oczywiście obawa, że zamiast w brzuchu strzykawka wyląduje na przykład w kolanie dalej była. Uwaga! Dałem radę :) wbiłem, zastrzyk zrobiłem, odklikało :) kurs pielęgniarski zaliczony :) obiecała, że wpadnie jeszcze w niedzielę, aby sprawdzić czy robię to trochę pewniej, ale mimo wszystko zostałem pochwalony.
Zabrałem się za sprzątanie kuchni i przyjechała kuzyna żona z maluchami i obiadem :) postanowiła, że pomoże mi sprzątać. To znaczy ona sprzątała, a ja patrzyłem, potem jadłem obiad. Po wysprzątaniu kuchni zostałem z maluchami, a kuzyna żona śmignęła zrobić zakupy. Wujek Mariusz jest całkiem zajebistym opiekunem :) jakby ktoś potrzebował opiekunki to polecam siebie :P wieczorem zgodnie z wcześniejszym planem odwiedziłem znajomych. Pograliśmy w Fifę, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, wypiłem małe piwko sztuk dwa. No może trzy :P i tak zakończyła się sobota.
W niedzielę pospałem dłużej, ale obudziłem się z ogroooomnym bólem pleców. W dolnej części. Ani leżeć, ani siedzieć, ledwo chodzić. Przez ten ból nawet jeść mi się nie chciało, a z nerwów, że mnie boli i że nie wiem co to i od czego pojawiły się większe niż normalnie mdłości. Jak nie urok to sraczka!! Kurwa nie może być jednego, normalnego dnia, w którym nic mi nie będzie?! Wpadła Pigulinka. Zrobiłem sobie sam zastrzyk. O mało z podniecenia co bić mi brawo nie zaczęła bo z butów na pewno wyskoczyła. Pewnie robię bardziej zajebiście zastrzyki od Niej i była zazdrosna. Potem przyjechał obiad, wpadła była sąsiadka i przywiozła mi GTA :) będę miał co robić jak już przestaną mnie boleć plecy i będę mógł siedzieć na sofie ;) wieczorem postanowiłem zadzwonić do szpitala i poinformować ich o moim bólu pleców gdyż do końca sam nie wiedziałem czy to na pewno plecy, a nie wątroba, jelito tudzież inna część ciała, a ból promieniuje i wydaje się jakby to był ból pleców. W szpitalu kazano wziąć paracetamol sztuk dwie i kazano dzwonić w razie gdyby nie pomogło. Zorganizują transport i sprawdzą co w trawie piszczy. Na szczęście termofor, paracetamol i Rudy trochę uśmierzyły ból. Koleżanka zasugerowała, że to po piwku nerki mogą mnie boleć. W sumie mogłoby się zgadzać bo podczas chemii nerki są bardzo narażone.
W poniedziałek plecy bolały mniej na szczęście. Wyglądało to dość dobrze, ale i tak postanowiłem nie robić nic tego dnia. Cały dzień przebimbałem. Byłem tylko w Lidlu i to w połowie wycieczki musiałem zatrzymać się i zrobić przerwę i kursowałem między sofą, a łóżkiem. Wieczorem przyjechał do mnie przyjaciel z Polski. Spędziliśmy super wieczór na wspominkach i opowiastkach bo bardzo długo się nie widzieliśmy. Łasuch zaakceptował szybko nowe stópki w domu i wszyscy byli szczęśliwi. Szkoda tylko, że takiego spotkania nie można było opić.
We wtorek rano odwiedził Nas Nasz wspólny znajomy. Potem zastrzyk i udaliśmy się do jeszcze innych znajomych na obiad. Wyszedłem z domu :) ruszyłem swoje leniwe cztery litery :) bardzo miłe popołudnie spędziliśmy. Po powrocie do domu LM zaliczona :) głowa ogolona bo mimo, że włosy utracone to dalej odrastają i te najbardziej wkurwiające, maleńkie, kłujące wpadają za koszulkę i gryzą! Rąk jeszcze nie muszę golić.
Dzisiaj trzeba w miarę wcześnie wstać bo znowu trzeba jechać na chemiczny obiadek. Do szpitala zabieram ze sobą towarzysza :) prócz całego, medycznego sztabu i Pieszczocha będzie ze mną mój przyjaciel :) jutro niestety wraca do Polski i jeśli chemia się opóźni to istnieje prawdopodobieństwo, że on spóźni się na samolot, a tego chyba by nie chciał. Także mam nadzieję, że wizyta będzie krótka, bezbolesna i udana :) nawet się cieszę na myśl, że znów zobaczę tych wszystkich ludzi z oddziału :) obym czuł się po obiadku dobrze, a wręcz życzyłbym sobie, abym czuł się bardzo dobrze. Wolałbym zakończyć drugi kurs dobrym samopoczuciem i brakiem niespodziewanych skutków ubocznych. Tak, tak! Jutro kończę drugi kurs!! W poniedziałek wizyta u Pani onkolog i pozostanie ostatnie trzy tygodnie chemii. Tak, tak! Ostatnie trzy bo wiem i wierzę, że wszystkie badania po chemii będą dobre i na tym zakończę swoją przygodę z Wardem3 :) nie może przecież być inaczej. Kto jak nie ja? :) chcę być bohaterem w swoim domu :)

piątek, 13 marca 2015

11-12-13 Marzec

Byłem, jestem, będę. Wróciłem po chwili przerwy.
 Zacznę może od spotkania z doktorem W. Odbyło się, przeprosiny przyjęte. Przepraszał mnie chyba z cztery razy. Widać było, że chłop przeżywa tą sytuację naprawdę i przeprosiny były szczere. Nie wiedział zbytnio jak ma się na początku zachować, ale myślę, że moja wyciągnięta ręka na przywitanie dodała mu trochę siły. Ja też poczułem się lepiej. Mimo, że byłem i dalej jestem wściekły na Niego to wybaczyłem mu ten błąd. Każdy jest człowiekiem i każdy ma prawo do popełnienia błędu. Nie sztuką jest popełnić błąd, sztuką jest się do niego przyznać. On to uczynił. Zaznaczył, że mógł zrobić więcej i że jest mu bardzo przykro, że tego nie zrobił. Ucieszył się, że jakoś się trzymam po chemii. Mimo wszystko jednak nie potrafiłem mu jeszcze powiedzieć, że mu wybaczam. Chyba nie jestem jeszcze na to gotowy, żeby Go o tym poinformować.  Przyjaciółmi pewnie nie zostaniemy, ale może kiedyś zdecyduję się udać do Niego na wizytę i wtedy mu to powiem :) w czasie spotkania zaproponowano mi, abym jeśli tylko mam siły przyszedł z wynikami do przychodni i oni wszystko mi wyjaśnią jeśli będą jakieś wątpliwości. Miałem zapytać o jakąś VIPowską kartę, ale ugryzłem się w język. Oczywiście z propozycji skorzystałem i jeszcze tego samego dnia udałem się na omówienie wyników.
Wyniki markerów nowotworowych są w normie, więc nawet jeśli zleciłby mi je doktor W. to pewnie i tak nic z nich by nie wyszło. Skan omówiliśmy. Po części ten rozdział uważam za zamknięty.
W środę byłem na "obiedzie" w szpitalu. Bałem się tej wizyty. Bałem się tego szpitalnego "zapachu". Mdłości cały czas dokuczały, więc obawiałem się, że może skończyć się to czymś mało przyjemnym. Do pociągu kupiłem sobie colę. Troszkę mi pomogła. Zaopatrzyłem się jeszcze w wodę i chipsy i mogłem ruszyć na oddział. Na oddział udałem się przed samą 14. Wolałem posiedzieć na ławce przed szpitalem, na świeżym powietrzu niż w tych szpitalnych smrodkach. Na oddziale oczywiście przywitano mnie jak przystało na Super Mario :) z racji tego, że to mój drugi dom na tablicy sam odnalazłem swoje łóżko i udałem się na salę. Przyszedł mój ulubiony pielęgniarz Craig zmierzyć ciśnienie, temperaturę i podać mi dzbanek z lodem do mojej colki :) otworzyłem okno, zdjąłem buty i mogłem się "zrelaksować" na łóżku. Ulubiona piguła pojawiła się i mogła przygotować mnie do podłączenia kroplówki. Wizyta była szybka, bezbolesna, obyło się bez mdłości. Lekarz przepisał mi nowe tablety przeciwwymiotne. Podobno mają super moce :) Po szpitalu oczywiście udałem się jak to w zwyczaju do Subway'a :) kanapka wciągnięta, więc to kolejny znak, że żyję :) Od środy czułem się już na tyle dobrze, że zacząłem jeść normalniej. To jeszcze nie to co było przed 3dniówką, ale to i tak progres.
Wczoraj miała pojawić się piguła, aby zacząć robić zastrzyki na poprawę ilości białych krwinek. Właśnie miała... Była, ale wtedy brałem prysznic i nie słyszałem. Zostawiła wiadomość. Skontaktowałem się z Nią i powiedziała, że jest już bardzo zajęta i nie da rady przyjść. Przyjdzie jutro i pokaże mi co i jak i będę robił sobie sam. Ja pierdolę!! Sam? Jak ja igłę widzę i ręce mi się trzęsą tak, że zamiast w brzuch to pewnie zastrzyk sobie w kolano zrobię!! Skoro się nie pojawiła to postanowiłem pójść na miasto. Zakupy jakieś trzeba było zrobić. Zdążyłem wejść do pierwszego sklepu i dzwoni PIGUŁA, że sprawdziła, że jednak muszę zacząć dzisiaj. Skwitowałem to tylko krótkim "naprawdę muszę zacząć to dzisiaj". Amerykę odkryła, więc pewnie za rok dostanie za to jakąś nagrodę :) powiedziała,że ktoś przyjedzie po 17. Wtedy już na pewno będę w domu. Szkoda, że tylko na obietnicy się skończyło bo nikt się nie pojawił. Czekałem, czekałem i korzenie na sofie mógłbym zapuścić, a i tak nikt nie przyjechał. To znaczy przyjechali moi Przyjaciele na herbatę :) krótka wizyta, ale jak zwykle miła i przyjemna :)
Wczoraj wieczorem użyłem nowej tabletki przeciwwymiotnej i naprawdę ma super moce :) mam nadzieję, że ich nie stracą i dalej będą mi pomagać w kryzysowych sytuacjach :)
Ostatnio mam problem do tych obietnic. Ktoś coś obiecuję, a słowa nie dotrzymuje niestety. Przykro, że nawet w tej sytuacji jakiej jestem muszę martwić się niespełnionymi obietnicami.
Dzisiaj już piguła się pojawiła. Inna niż ta, z którą się kontaktowałem. Była milsza i przeprosiła, że nikt się wczoraj nie pojawił. Dowie się czy mogę wziąć wszystkie 5zastrzyków czy zmniejszamy ich ilość o ten jeden dzień zwłoki. Zastrzyk nie bolał, ale do najprzyjemniejszych też nie należał. Jutro ma pojawić się o tej samej porze i będę próbował zrobić go sobie sam. Z boku nie wyglądało to na nic trudnego, ale pewnie jutro już inaczej będę śpiewał :P zastrzyk zaliczony, więc spokojnie mogę się relaksować :)
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy w dalszym ciągu udostępniają mojego bloga :) i dziękuję wszystkim za wiadomości i słowa wsparcia i trzymane kciuki i wiarę :) na pewno wszystko się przyda :)

wtorek, 10 marca 2015

8-9-10 Marzec

Bez owijania w bawełnę ostatnie dni były chujowe. Nie oczekiwałem aż takich skutków tej trzydniowej chemii. Miałem nadzieję, że po pierwszym kursie nic się nie zmieni i będę dalej znosił chemię tak jak ją znosiłem. Życie lubi jednak zaskakiwać, więc i tym razem jak to w moim życiu bywa nie obyło się bez psikusa.
Zacznijmy od tego, że schudłem. Niestety dalej na samą myśl o jedzeniu mnie mdli, a tabletki z super mocami są bez super mocy i nie pomagają. Mimo wszystko od wczoraj jest już trochę lepiej bo przynajmniej nie spędziłem całego dnia w łóżku tak jak miało to miejsce w sobotę i niedzielę. Biłem rekordy w spaniu przez ten weekend, ale lepsze to niż ciągłe mdłości. Wczoraj udało mi się już troszkę więcej zjeść, więc mam nadzieję, że jakoś pomału wrócę do formy.  Chociaż nie wiem czy to możliwe skoro jutro znowu trzeba wracać na chemiczny "obiad". Na szczęście tylko 2godziny, tylko mała kroplówka.
W niedzielę odwiedzili mnie byli sąsiedzi :) wczoraj odwiedziłem sąsiadów na chwilę. Najsłodszy przystojniacha na dzielni swoim uśmiechem dodał mi co najmniej 10punktów do poziomu mocy :) pewnie dlatego dzisiaj już jest lepiej. Odwiedził mnie dzisiaj manager z pracy. W miłej atmosferze wypiliśmy herbatę. Za chwilę wybieram się na spotkanie z doktorem W. Nie mam zbytnio siły na długie rozmowy, więc pewnie spotkanie zamknie się w ciągu kilku minut.
Zamierzam jeszcze dzisiaj regenerować siły przed jutrzejszym dniem, więc na pewno nie obejdzie się bez leżenia w łóżku :)
Dziękuję bardzo za wszystkie telefony i smsy po wyjściu ze szpitala. Przepraszam za słaby kontakt, ale dochodzie do siebie po chemii nie jest takie proste.

sobota, 7 marca 2015

7 Marzec

Udało się :) jakoś dotrwałem i szczęśliwy wylądowałem już w domu. W końcu z Moim Rudzielcem <3 po drodze ze szpitala zajechaliśmy do McDonalda bo akurat naszła mnie ochota, a skoro po tylu dniach posuchy naszła na coś ochota to trzeba to wykorzystać :) najedzony, cholernie zmęczony i z nieustępującymi mdłościami jednak mogę zameldować się pod swoją kołdrą w swoim łóżku :) życzę sobie kolorowych snów, a wszystkim czytającym mój blog udanego weekendu :) jak tylko dojdę do siebie postaram się napisać coś więcej.
P.S. Chłopyyy nie zapomnijcie, że jutro dzień kobiet :)

piątek, 6 marca 2015

5-6 Marzec


Od czego by tu zacząć. Po pierwszej chemii udało mi się zasnąć około 5, żeby móc obudzić się o 7:15. Wspaniale jest móc obudzić się pod dwóch godzinach. Udało mi się zjeść śniadanie w postaci płatków i dwóch tostów z dżemorem. Potem kąpiel, kolejne dwa tosty i na tym koniec dobrego. Zaczął się najgorszy dzień odkąd rozpocząłem leczenie. Mdłości miałem jak stąd do NY. Takie jakie "fizjologom" się nie śniły!! Jak tylko wjechał obiad na oddział poinformowałem, że nie będę jadł po czym zamknąłem drzwi od mej VIPowskiej sali i otworzyłem okno, aby zaczerpnąć świeżego powietrza bo wszystko mi śmierdziało co jeszcze bardziej potęgowało moje mdłości. Dotychczasowe, skuteczne tabletki przeciwwymiotne straciły swoje super moce. Dostałem inną. Dobra, na chwile pomogła. Niestety mogę ją brać tylko sztukę na 12h. Jak mi przykro. Z kolacji również zrezygnowałem. To znaczy przytuliłem tylko banana. Zjadłem go :) odwiedziły mnie koleżanki w szpitalu :) bardzo miło z ich strony :) nie byłem w najlepszej formie, ale starałem się jak mogłem. Było miło, wesoło, sympatycznie :) przywiozły mi zapasy jedzenia na dwa tygodnie chyba :P wieczorem zjadłem jogurt, 4 mandarynki i poszedłem spać koło 23. Chemia skończyła się o 22:30, więc zostały tylko fluidy, które już są mało interesujące. Przyłożyłem głowę do poduszki i z miejsca zasnąłem. Budziłem się oczywiście na siusiu. Spacery z Pieszczochem w nocy nie należą do najprzyjemniejszych. Obudzono mnie o 8 rano. Przynajmniej podczas snu obyło się bez mdłości. Zjadłem płatki, 3kawałki bekonu i tosta :) miałem nadzieję, że będzie dzisiaj lepiej mimo smaku śrubki, który z 14 z dnia poprzedniego zmienił się na 8 dzisiaj. Po śniadaniu poprosiłem o kąpiel. Każdy smrodek działa na moją niekorzyść. Poza tym o higienę dbać trzeba nawet jeśli trzeba brać kąpiel z Pieszczochem. Po kąpieli wróciły mdłości. Postanowiłem zabrać Pieszczocha na długi spacer :) do końca korytarza, winda, parter, sklepik i miętowa herbata :) miałem nadzieję, że to mi trochę pomoże. Myliłem się. Przespałem się od 12 do 15 :) w tym czasie zdążyli podłączyć mi sole przed chemią. Na obiad zjadłem kanapki z serem i pomidorem, więc to i tak więcej niż dzień wcześniej. Wiem, że muszę jeść, ale przy TAKICH mdłościach jest to cholernie trudne. Pojawiły się lekkie problemy z Pieszczochem. Pikał przez godzinę co chwilę i już miałem go przez okno wy...rzucić, ale w końcu ktoś go naprawił i mogłem przyjąć swój chemiczny obiad. Co za tym idzie częstotliwość wycieczek do toalety się zwiększyła, a mdłości nie ustąpiły nawet po dożylnych środkach przeciwwymiotnych i sterydach. Teraz albo zastrzyk albo mam się męczyć. Wybrałem to drugie i na razie jeszcze jakoś żyję :) zjadłem kolację w postaci fish&chips :) niestety z dwugodzinnym poślizgiem, ale lepsze to niż nic :) został mi jeszcze ananas także uczta na sto dwa. Jestem cholernie wypompoowany mimo, że pompują mnie cały czas. Zmęczenie wróciło. To najgorsze gdzie nie chce Ci się nawet mrugać. Na szczęście już jutro do mega Rudzielca Zapyziałego <3 już nie mogę doczekać się Jego puszytego futerka, smrodku Łasikowego ❤️ tylko ja, on i łóżko :) tymczasem uciekam odpoczywać i zbierać siły na jutrzejszy powrót do domu :) trzymajcie kciuuki za mniejsze mdłości jutro :) 

czwartek, 5 marca 2015

4 Marzec

4 Marzec
Wstałem raniutko o 10. Zjadłem, wziąłem prysznic, tabletki, spakowałem torbę do końca i byłem gotowy do wyjazdu. O ile można być gotowym do wyjazdu do szpitala na chemiczne obiadki. Było mi cholernie źle i smutno, że muszę zostawić swoje Rude dziecko :( od listopada praktycznie siedzę w domu i tak bardzo się przyzwyczaiłem, że on jest przy mnie, że nawet chwila osobno wywołuje u mnie uczucie smutku i tęsknoty. Niesamowite jak możemy pokochać, to w moim przypadku, mruczące stworzenie. I chociaż będąc ze mną często ma mnie w tyłku to w nocy i tak przyjdzie się przytulić :) 
Droga na pociąg i z pociągu do szpitala nie należała do najlepszych. Było dość chłodno, ale byłem dość grubo ubrany więc przy pełnej torbie i plecaku dość szybko robiło mi się gorąco. Mniejsza o to. Najważniejsze, że dotarłem :) byłem JAK ZWYKLE przed czasem. Na miejscu okazało się, że sala i łóżko już na mnie czekają. Tym razem sala numer 10, jednoosobowa. Z jedej strony cieszę się, że jestem sam bo i może uda mi się wyspać, poza tym nikt mi nie będzie przeszkadzał, ale z drugiej strony nie mam toalety na sali no i czasem może być mi nudno. Na szczęście mogę się poruszać z Pieszczochem, ale nie zamierzam tego robić za często :P lepiej użyć pomarańczowego, alarmującego przycisku i wezwać pigułę na krótki czat :) 
Powiedzmy, że tą salę potraktuję jako pokój VIPowski dla Super Mario :)
Szybko się zainstalowałem w pokoju, przebrałem i byłem gotowy. Z miejsca zmierzono ciśnienie, temperaturę i pobrano wymazy na gronkowca. Taki standard w szpitalu. No i to by było na tyle na dłuższy czas. Poczułem się opuszczony bo nikt nawet nie miał zamiaru przyjść i podłączyć mnie do Pieszczocha. Przyszła Pani doktor i powiedziała, że ze względu na te gorsze wyniki krwi muszą mi znowu pobrać krew do badania, ale nie będzie to miało wpływu no moją chemię. Co najwyżej przetoczą mi co nie co czego tam będzie brakowało. Po wyjściu ze szpitala będę musiał robić sobie zastrzyki przez 5kolejnych dni. To ma ponoć pomóc polepszyć wyniki krwi. Jeszcze kurs pielęgniarski przejdę w szpitalu :P może jakiś etat mi dadzą po skończonej chemii. Tak poważnie to skorzystam jednak z drugiej opcji tj. codziennych wizyt Piguły w domu bo nie wyobrażam sobie samemu okaleczać się poprzez wbijanie igły heloooooł!! 
Następnie pobrano mi krew i potem znowu nic. W końcu zdecydowano się na podłączenie Pieszczocha :) nie będę ukrywał, że mnie nie bolało bo bolało. Trudno jakoś przeżyłem. Na szczęście rączki ogolone, więc nie straszne mi żadne jebane tasiemki!! Kolacja była strasznie chujowa zatem ledwo ją tknąłem. Wiedziałem czym to grozi, ale nie będę jadł czegoś co smakuje jak nie powiem co ;) do tego cały dzień męczyły mnie mdłości, więc modliłem się, żeby jak najszybciej to zabrali z pokoju, żebym nie zwymiotował.
I tak lali sole, potem fluidy, potem środki przeciwwymiotne i sterydy, potem znowu jakieś fluidy. W końcu doczekałem się pierwszego wora chemii. Nie żebym tęsknił czy coś. 1100ml w godzinę. Ten drug jest najgorszy. W między czasie pojawiła się jedna z moich ulubionych Piguł i zapytałem jej czy nie może mi podrzucić czegoś do żarełka bo głodne brzunio, a kolacja była nie do zjedzenia. No i przyniosła mi kanapeczki z serem i pomidorem :) nawet o herbacie nie zapomniała. Napis z mojej koszulki "dobrze jest być królem" jak najbardziej pasuje do sytuacji ;) raczyłem się kanapkami i oglądałem "Breaking Bad". Wczęśniej wciągnąłem trochę paluszków co by się sąsiedzi nie skarżyli, że mi głośno w brzuchu burczy. 
Jak zwykle uświadomiłem sobie, że bez internetu jak bez ręki. Przynajmniej można mieć kontakt ze światem. 
Dzisiaj trzymałem kciuki za mojego zioma z Manchesteru, który poddawał się zabiegowi wycinania martwej tkanki ze sparaliżowanej struny głosowej. Moje kciuki działają cuda bo chłop ma się dobrze! Nawet szamał te same szpitalne lody, którymi ja się rozkoszuję przy każdej wizycie. On dzisiaj wyszedł, a ja dalej kwitnę. 
Jest północ i podłączono mi drugi drug z fluidem. 3godziny wlewki. Jadę ostro na dwie pompy :) 
Pojawił się problem bo muszę chodzić do toalety do innej sali przez co mam dłuższą drogę, a co za tym idzie muszę szybciej wychodzić. Z susianiem podczas chemii nie ma żartów. Tu i teraz i koniec. Jak przyjmę kolejne 1100ml chemii plus fluid to będę siusiał dalej niż widział. 
Jak to w życiu bywa miewamy lepsze i gorsze dni. Ja mam teraz te gorsze. Zacząłem się zastanawiać co będzie jeśli chemia mi nie pomoże. Wiara wiarą, kciuki kciukami, ale i taką okoliczność trzeba brać pod uwagę. Oczywiście wierzę, że nie trzeba będzie, ale zawsze jest jakieś ale. Muszę porozmawiać o tym z jakimś doktorkiem co by mi nalreślili jakiś obraz w głowie. Zostanie jeszcze 5tygodni. Jeszcze tylko 7 dni chemii. Niby mało i rozłożone w dość długim czasie, ale po czterech literach na pewno dostanę. 
UPDATE
Jest prawie pierwsza. Kolejna wycieczka do toalety i spróbuję przymknąć oko. Mam nadzieję, że się uda :) chciałbym być mniej zmęczony po tych trzech dniach niż ostatnio, a wiem, że sen jest jednym z tych czynników, który znacząco na to wpływa.
P.S. Udało mi się dodać posta :) zajebioza. Teraz będę mógł informować od razu ze szpitala :)

wtorek, 3 marca 2015

3 Marzec

Przewietrzyłem dzisiaj tyłek :) udałem się spacerkiem na miasto na zakupy. Dzień był słoneczny, wietrzny i niestety dość chłodny, więc drogę powrotną pokonałem autobusem. Zapasy do szpitala zrobione, na obiedzie byłem, gniazdka w polskim sklepie kupione :) 
Do szpitala spakowany, w domu ogarnięte, więc można jutro wyruszać na chemiczne "obiadki". 
Ostatnie 3dni były trochę gorsze, ale wychodzę na prostą. Oby więcej nie wracały.
Jak zwykle proszę o trzymanie kciuków :)
Do zobaczenia na blogu w sobotę :)

poniedziałek, 2 marca 2015

2 Marzec

Tak jak przewidywałem. Dzisiejsza wizyta w szpitalu zajęła mi dosłownie 15 minut z czego pewnie z 5 spędziłem w toalecie. Zacznijmy jednak od początku. Jak zwykle wstałem około 10 chociaż pogoda za oknem KRZYCZAŁA zostań w łóżku. Słońce, deszcz, zimny wiatr, do tego w drodze do Sheffield śnieg z deszczem. Ja się pytam do cholery jasnej gdzie jest wiosna? Jeśli już mam tracić cały dzień na 15minutowe wizyty w szpitalu to niech to się chociaż odbędzie przy ładnej pogodzie. Chyba aż tak dużo nie wymagam! :)
Po śniadaniu zorientowałem się, że ostatni zabieg z włosami musi zostać powtórzony z większą skutecznością, gdyż te jedno milimetrowe włoski zaczęły mi wypadać i były wszędzie. Najwięcej na chustce. No tak zapomniałem wspomnieć, że na tyle przyzwyczaiłem się do swoich dłuższych włosów, że nie mogę na siebie patrzeć w lustrze i chodzę w bandanie na głowie. Prawie jak Rysiek Peja. Zawsze wyglądałem jak Plastuś, a teraz bez włosów wyglądam jak podwójny, baaa nawet potrójny Plastuś. Jeszcze przed wyjściem z domu Pan kurier przywiózł mi paczkę. W ramach podziękowań, że w taką pogodę musi pracować dałem mu paczkę pierniczków. Bardzo się ucieszył i powiedział, że na pewno poprawi mu to humor bo nie dość, że pogoda taka jak wspomniałem to jeszcze samochód mu się popsuł i musiał zmienić.
Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że spóźnił mi się pociąg. O całe 20minut. Niby nic, ale właśnie te 20minut zadecydowały o tym, że spóźniłem się do szpitala na wizytę. Na szczęście nie o całe 20minut, a tylko o 5. Drugie szczęście, że jeszcze nikt nie zdążył mnie zawołać do gabinetu. Z miejsca zostałem skierowany na pobranie krwi. Postanowiłem, że najpierw zahaczę o toaletę. W momencie, w którym ją opuszczałem pielęgniarz Andy wypowiedział moje imię i nazwisko. Niestety musiałem go zmartwić bo najpierw musiałem udać się na pobranie krwi. Poszedł ze mną co by szybciej poszło. Nie było szybko, ale było bezboleśnie. Chyba nie przyzwyczaję się do tych igieł. Ani do kroplówek, ani do pobierania krwi. Miłe zaskoczenie przed wizytą. Otóż odkąd zacząłem brać chemię przytyłem 2kg :) bałem się, że będę tracił, a tu przybieram. Odpukać w niemalowane. Na razie jest dobrze.
W gabinecie kilka szybkich pytań dotyczących mojej kondycji po pierwszym kursie. Kilka pytań odnośnie skutków ubocznych. Jeśli dzisiaj nikt do mnie nie zadzwoni odnośnie wyników krwi w środę zaczynam drugi kurs. Pani onkolog jednak nie przewiduję, aby moje wyniki były na tyle złe, żeby ktoś do mnie dzwonił. Prowadząca pielęgniarka obiecała złapać mnie w środę na oddziale.I to by było na tyle jeśli chodzi o moją dzisiejszą wizytę. Jak zwykle wizyta okazała się na tyle wyczerpująca, że zgłodniałem na maxa. Dlatego przed pociągiem udałem się do Subway'a. Dzisiaj zwykły ser zamieniłem na pikantny i kanapka była dużo lepsza :) polecam.
Zatem środa, godzina 14, Ward 3 zaczynam 2kurs.
Na dworcu otrzymałem telefon od Pani z organizacji, która pomagała pisać mi skargę na doktora W. Zadecydowaliśmy, że skoro adwokat nic nie może z tym zrobić to zorganizujemy spotkanie, aby mógł spojrzeć mi w oczy i przeprosić, a ja jak na prawdziwego mężczyznę przystało strzelę Go w pysk :) żartowałem oczywiście. Mam nadzieję, że wyrazi skruchę i Jego przeprosiny będą szczere.
Teraz czas na odpoczynek, jutro pakowanie i jazda w środę do szpitala.
Muszę się wyprzytulać z Rudym na zapas <3

niedziela, 1 marca 2015

26-27 Luty

Czwartek po chemii wyglądał jak poniedziałek czy wtorek. Brak mdłości, lekkie zmęczenie czyli normalny stan, który towarzyszył mi od kilku dni. Krwawienia z nosa nie było, obiad mi dostarczono :) żyć nie umierać normalnie. Lekko stresowałem się tą piątkową wizytą w szpitalu bo byłoby to coś całkiem nowego. Obejrzałem pierwszą połowę meczu Legii. Niestety ich gra nie przekonała mnie do obejrzenia drugiej połowy. Ogoliłem drugą rękę i byłem przygotowany na wszystko co mogło wydarzyć się w piątek.
Wstałem o 7:50 w nocy! To dość nietypowa pora jak dla mnie także ledwo wstałem. Szybki prysznic, śniadanie i wyjazd z domu. Autobus, zapasy w sklepiku do szpitala, pociąg, kolejny autobus i jestem przed swoim drugim domem. Oczywiście grono mojej szpitalnej rodziny przywitało mnie jak zwykle bardzo serdecznie. Super Mario wrócił na oddział :) Zameldowałem się w recepcji i skierowano mnie do dziennego pokoju. Czekałem, czekałem i czekałem i dalej czekałem i jeszcze czekałem aż w końcu pojawiła się Piguła i pobrała mi krew. Kurewsko bolało, ale podobno jestem twardy. Dostałem herbatę i obiad i deser także na głodnego nie czekałem na wyniki. W między czasie wpadła koleżanka w odwiedziny, potem jeszcze znajome piguły się przewijały. W końcu pojawił się lekarz z wynikami. Mój ulubiony lekarz od pytań. Powiedział, że część wyników się poprawiła, część pozostała bez zmian, ale nie widzi potrzeby, żeby cokolwiek z tym robić. Powiedział, że mam zgłosić każdy problem, który się pojawi. Tego akurat nie musiał mi mówić bo wiem o tym doskonale. Ubrałem się i wróciłem do domu. Ze szczęścia postanowiłem, że trzeba to uczcić kanapką z Subway'a :) szybkie zakupy w polskim sklepie i można wracać do Rudzielca <3
Wieczorem odwiedziłem sąsiadów. Zmęczony padłem o 22 i obudziłem się dzisiaj o 10 :) taka krótka drzemka :P
Dzisiaj odkurzyłem, zrobiłem mały obiad, drugi mi dostarczono, wyczyściłem koci kibelek i jestem gotowy na przyjmowanie weekendowych gości :)
Otrzymałem dzisiaj list od adwokata. Niestety niezależny ekspert stwierdził, że od błędnej diagnozy dr. W do  wykrycia nowotworu jest zbyt krótki odstęp czasu. Formalnie oczywiście mają rację bo to tylko, a może i aż miesiąc, ale fakty są takie, że lekarz popełnił błąd i gdyby nie moje bóle brzucha i wizyta w szpitalu do dnia dzisiejszego nic bym nie wiedział i kto wie co teraz by się działo. Może za późno byłoby na pisanie tego bloga.

W godzinach popołudniowych odwiedzili mnie byli sąsiedzi :) mimo, że ich każda wizyta wywołuje uśmiech na mojej morduni i bardzo się cieszę z możliwości spędzenia czasu z Nimi to za każdym razem przypomina mi to o tym, że to już byli sąsiedzi i na dzielni ich już nie ma. Chociaż nie ważne gdzie i kiedy, zawsze będę Sąsiadem. Lepszego  mieć nie będą :)))
Wieczorem wpadli przyjaciele na herbatę. Dzisiaj zaliczyłem srogie lanie w Fifę. Powiedzmy, że to przez zmęczenie :P
Na koniec tego wspaniałego dnia udałem się jeszcze z wizytą do byłych sąsiadów. Spędziliśmy wszyscy bardzo miły wieczór :) owoce w płynie przyjęte, śmiechu pełno. Takie weekendowe dni lubię najbardziej :)

W poniedziałek wizyta u onkologa i według lekarza ze szpitala Pani onkolog podejmie decyzję co dalej. Możliwe, że wyniki krwi nie będą zadowalające, więc chemia może zostać przesunięta. Chociaż wiem co będzie się ze mną działo po kolejnej 3dniówce i kolejnych spędzonych nocach w szpitalu to chcę ją kontynuować, aby mieć to jak najszybciej za sobą :) Jeszcze 6 tygodni i badania. Potem będzie już wszystko jasne. Moja wiara i Wasza wiara, moja pewność i Wasza pewność plus Wasze kciuki zdziałają cuda!! Musi być wszystko w porządku! Dlatego pomału zaczynam planować co będę robił podczas swojego czerwcowego i wrześniowego urlopu :) plany do podstawa.