4 Marzec
Wstałem raniutko o 10. Zjadłem, wziąłem prysznic, tabletki, spakowałem torbę do końca i byłem gotowy do wyjazdu. O ile można być gotowym do wyjazdu do szpitala na chemiczne obiadki. Było mi cholernie źle i smutno, że muszę zostawić swoje Rude dziecko :( od listopada praktycznie siedzę w domu i tak bardzo się przyzwyczaiłem, że on jest przy mnie, że nawet chwila osobno wywołuje u mnie uczucie smutku i tęsknoty. Niesamowite jak możemy pokochać, to w moim przypadku, mruczące stworzenie. I chociaż będąc ze mną często ma mnie w tyłku to w nocy i tak przyjdzie się przytulić :)
Droga na pociąg i z pociągu do szpitala nie należała do najlepszych. Było dość chłodno, ale byłem dość grubo ubrany więc przy pełnej torbie i plecaku dość szybko robiło mi się gorąco. Mniejsza o to. Najważniejsze, że dotarłem :) byłem JAK ZWYKLE przed czasem. Na miejscu okazało się, że sala i łóżko już na mnie czekają. Tym razem sala numer 10, jednoosobowa. Z jedej strony cieszę się, że jestem sam bo i może uda mi się wyspać, poza tym nikt mi nie będzie przeszkadzał, ale z drugiej strony nie mam toalety na sali no i czasem może być mi nudno. Na szczęście mogę się poruszać z Pieszczochem, ale nie zamierzam tego robić za często :P lepiej użyć pomarańczowego, alarmującego przycisku i wezwać pigułę na krótki czat :)
Powiedzmy, że tą salę potraktuję jako pokój VIPowski dla Super Mario :)
Szybko się zainstalowałem w pokoju, przebrałem i byłem gotowy. Z miejsca zmierzono ciśnienie, temperaturę i pobrano wymazy na gronkowca. Taki standard w szpitalu. No i to by było na tyle na dłuższy czas. Poczułem się opuszczony bo nikt nawet nie miał zamiaru przyjść i podłączyć mnie do Pieszczocha. Przyszła Pani doktor i powiedziała, że ze względu na te gorsze wyniki krwi muszą mi znowu pobrać krew do badania, ale nie będzie to miało wpływu no moją chemię. Co najwyżej przetoczą mi co nie co czego tam będzie brakowało. Po wyjściu ze szpitala będę musiał robić sobie zastrzyki przez 5kolejnych dni. To ma ponoć pomóc polepszyć wyniki krwi. Jeszcze kurs pielęgniarski przejdę w szpitalu :P może jakiś etat mi dadzą po skończonej chemii. Tak poważnie to skorzystam jednak z drugiej opcji tj. codziennych wizyt Piguły w domu bo nie wyobrażam sobie samemu okaleczać się poprzez wbijanie igły heloooooł!!
Następnie pobrano mi krew i potem znowu nic. W końcu zdecydowano się na podłączenie Pieszczocha :) nie będę ukrywał, że mnie nie bolało bo bolało. Trudno jakoś przeżyłem. Na szczęście rączki ogolone, więc nie straszne mi żadne jebane tasiemki!! Kolacja była strasznie chujowa zatem ledwo ją tknąłem. Wiedziałem czym to grozi, ale nie będę jadł czegoś co smakuje jak nie powiem co ;) do tego cały dzień męczyły mnie mdłości, więc modliłem się, żeby jak najszybciej to zabrali z pokoju, żebym nie zwymiotował.
I tak lali sole, potem fluidy, potem środki przeciwwymiotne i sterydy, potem znowu jakieś fluidy. W końcu doczekałem się pierwszego wora chemii. Nie żebym tęsknił czy coś. 1100ml w godzinę. Ten drug jest najgorszy. W między czasie pojawiła się jedna z moich ulubionych Piguł i zapytałem jej czy nie może mi podrzucić czegoś do żarełka bo głodne brzunio, a kolacja była nie do zjedzenia. No i przyniosła mi kanapeczki z serem i pomidorem :) nawet o herbacie nie zapomniała. Napis z mojej koszulki "dobrze jest być królem" jak najbardziej pasuje do sytuacji ;) raczyłem się kanapkami i oglądałem "Breaking Bad". Wczęśniej wciągnąłem trochę paluszków co by się sąsiedzi nie skarżyli, że mi głośno w brzuchu burczy.
Jak zwykle uświadomiłem sobie, że bez internetu jak bez ręki. Przynajmniej można mieć kontakt ze światem.
Dzisiaj trzymałem kciuki za mojego zioma z Manchesteru, który poddawał się zabiegowi wycinania martwej tkanki ze sparaliżowanej struny głosowej. Moje kciuki działają cuda bo chłop ma się dobrze! Nawet szamał te same szpitalne lody, którymi ja się rozkoszuję przy każdej wizycie. On dzisiaj wyszedł, a ja dalej kwitnę.
Jest północ i podłączono mi drugi drug z fluidem. 3godziny wlewki. Jadę ostro na dwie pompy :)
Pojawił się problem bo muszę chodzić do toalety do innej sali przez co mam dłuższą drogę, a co za tym idzie muszę szybciej wychodzić. Z susianiem podczas chemii nie ma żartów. Tu i teraz i koniec. Jak przyjmę kolejne 1100ml chemii plus fluid to będę siusiał dalej niż widział.
Jak to w życiu bywa miewamy lepsze i gorsze dni. Ja mam teraz te gorsze. Zacząłem się zastanawiać co będzie jeśli chemia mi nie pomoże. Wiara wiarą, kciuki kciukami, ale i taką okoliczność trzeba brać pod uwagę. Oczywiście wierzę, że nie trzeba będzie, ale zawsze jest jakieś ale. Muszę porozmawiać o tym z jakimś doktorkiem co by mi nalreślili jakiś obraz w głowie. Zostanie jeszcze 5tygodni. Jeszcze tylko 7 dni chemii. Niby mało i rozłożone w dość długim czasie, ale po czterech literach na pewno dostanę.
UPDATE
Jest prawie pierwsza. Kolejna wycieczka do toalety i spróbuję przymknąć oko. Mam nadzieję, że się uda :) chciałbym być mniej zmęczony po tych trzech dniach niż ostatnio, a wiem, że sen jest jednym z tych czynników, który znacząco na to wpływa.
P.S. Udało mi się dodać posta :) zajebioza. Teraz będę mógł informować od razu ze szpitala :)