środa, 18 marca 2015

14-15-16-17 Marzec

W sobotę wstałem z planem posprzątania w kuchni bo syf zrobił się taki, że wstyd kogokolwiek zaprosić do domu. Jednak postanowiłem, że uczynię to po wizycie piguły, która miała przyjechać tego dnia, aby skontrolować mój pierwszy, własnoręcznie zrobiony zastrzyk. Przed wizytą piguły wpadł znajomy w odwiedziny. Przyjechała piguła i się zaczęło. Wiedziałem, że lepiej będzie jeśli nauczę się je robić sam, żeby nie być zależny od piguł. Wyjąłem zastrzyk z lodówki, z opakowania, ściągnąłem zatyczkę i na widok igły po pierwsze spociłem się jak po przebiegnięciu maratonu w 40stopniowym upale, a po drugie dłonie trzęsły mi się tak, że ledwo złapałem skórę na brzuchu! A tę igłę miałem sobie jeszcze kurwa wbić w brzuch! SAM! Oczywiście obawa, że zamiast w brzuchu strzykawka wyląduje na przykład w kolanie dalej była. Uwaga! Dałem radę :) wbiłem, zastrzyk zrobiłem, odklikało :) kurs pielęgniarski zaliczony :) obiecała, że wpadnie jeszcze w niedzielę, aby sprawdzić czy robię to trochę pewniej, ale mimo wszystko zostałem pochwalony.
Zabrałem się za sprzątanie kuchni i przyjechała kuzyna żona z maluchami i obiadem :) postanowiła, że pomoże mi sprzątać. To znaczy ona sprzątała, a ja patrzyłem, potem jadłem obiad. Po wysprzątaniu kuchni zostałem z maluchami, a kuzyna żona śmignęła zrobić zakupy. Wujek Mariusz jest całkiem zajebistym opiekunem :) jakby ktoś potrzebował opiekunki to polecam siebie :P wieczorem zgodnie z wcześniejszym planem odwiedziłem znajomych. Pograliśmy w Fifę, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, wypiłem małe piwko sztuk dwa. No może trzy :P i tak zakończyła się sobota.
W niedzielę pospałem dłużej, ale obudziłem się z ogroooomnym bólem pleców. W dolnej części. Ani leżeć, ani siedzieć, ledwo chodzić. Przez ten ból nawet jeść mi się nie chciało, a z nerwów, że mnie boli i że nie wiem co to i od czego pojawiły się większe niż normalnie mdłości. Jak nie urok to sraczka!! Kurwa nie może być jednego, normalnego dnia, w którym nic mi nie będzie?! Wpadła Pigulinka. Zrobiłem sobie sam zastrzyk. O mało z podniecenia co bić mi brawo nie zaczęła bo z butów na pewno wyskoczyła. Pewnie robię bardziej zajebiście zastrzyki od Niej i była zazdrosna. Potem przyjechał obiad, wpadła była sąsiadka i przywiozła mi GTA :) będę miał co robić jak już przestaną mnie boleć plecy i będę mógł siedzieć na sofie ;) wieczorem postanowiłem zadzwonić do szpitala i poinformować ich o moim bólu pleców gdyż do końca sam nie wiedziałem czy to na pewno plecy, a nie wątroba, jelito tudzież inna część ciała, a ból promieniuje i wydaje się jakby to był ból pleców. W szpitalu kazano wziąć paracetamol sztuk dwie i kazano dzwonić w razie gdyby nie pomogło. Zorganizują transport i sprawdzą co w trawie piszczy. Na szczęście termofor, paracetamol i Rudy trochę uśmierzyły ból. Koleżanka zasugerowała, że to po piwku nerki mogą mnie boleć. W sumie mogłoby się zgadzać bo podczas chemii nerki są bardzo narażone.
W poniedziałek plecy bolały mniej na szczęście. Wyglądało to dość dobrze, ale i tak postanowiłem nie robić nic tego dnia. Cały dzień przebimbałem. Byłem tylko w Lidlu i to w połowie wycieczki musiałem zatrzymać się i zrobić przerwę i kursowałem między sofą, a łóżkiem. Wieczorem przyjechał do mnie przyjaciel z Polski. Spędziliśmy super wieczór na wspominkach i opowiastkach bo bardzo długo się nie widzieliśmy. Łasuch zaakceptował szybko nowe stópki w domu i wszyscy byli szczęśliwi. Szkoda tylko, że takiego spotkania nie można było opić.
We wtorek rano odwiedził Nas Nasz wspólny znajomy. Potem zastrzyk i udaliśmy się do jeszcze innych znajomych na obiad. Wyszedłem z domu :) ruszyłem swoje leniwe cztery litery :) bardzo miłe popołudnie spędziliśmy. Po powrocie do domu LM zaliczona :) głowa ogolona bo mimo, że włosy utracone to dalej odrastają i te najbardziej wkurwiające, maleńkie, kłujące wpadają za koszulkę i gryzą! Rąk jeszcze nie muszę golić.
Dzisiaj trzeba w miarę wcześnie wstać bo znowu trzeba jechać na chemiczny obiadek. Do szpitala zabieram ze sobą towarzysza :) prócz całego, medycznego sztabu i Pieszczocha będzie ze mną mój przyjaciel :) jutro niestety wraca do Polski i jeśli chemia się opóźni to istnieje prawdopodobieństwo, że on spóźni się na samolot, a tego chyba by nie chciał. Także mam nadzieję, że wizyta będzie krótka, bezbolesna i udana :) nawet się cieszę na myśl, że znów zobaczę tych wszystkich ludzi z oddziału :) obym czuł się po obiadku dobrze, a wręcz życzyłbym sobie, abym czuł się bardzo dobrze. Wolałbym zakończyć drugi kurs dobrym samopoczuciem i brakiem niespodziewanych skutków ubocznych. Tak, tak! Jutro kończę drugi kurs!! W poniedziałek wizyta u Pani onkolog i pozostanie ostatnie trzy tygodnie chemii. Tak, tak! Ostatnie trzy bo wiem i wierzę, że wszystkie badania po chemii będą dobre i na tym zakończę swoją przygodę z Wardem3 :) nie może przecież być inaczej. Kto jak nie ja? :) chcę być bohaterem w swoim domu :)

1 komentarz:

  1. Mario co do opiekunki do dzieci trzymam Cię za słowo :) Już bym chciała Cię zobaczyć z Jankiem w akcji :) Ciekawa jestem tylko ile byś wytrzymał :)

    OdpowiedzUsuń