Byłem, jestem, będę. Wróciłem po chwili przerwy.
Zacznę może od spotkania z doktorem W. Odbyło się, przeprosiny przyjęte. Przepraszał mnie chyba z cztery razy. Widać było, że chłop przeżywa tą sytuację naprawdę i przeprosiny były szczere. Nie wiedział zbytnio jak ma się na początku zachować, ale myślę, że moja wyciągnięta ręka na przywitanie dodała mu trochę siły. Ja też poczułem się lepiej. Mimo, że byłem i dalej jestem wściekły na Niego to wybaczyłem mu ten błąd. Każdy jest człowiekiem i każdy ma prawo do popełnienia błędu. Nie sztuką jest popełnić błąd, sztuką jest się do niego przyznać. On to uczynił. Zaznaczył, że mógł zrobić więcej i że jest mu bardzo przykro, że tego nie zrobił. Ucieszył się, że jakoś się trzymam po chemii. Mimo wszystko jednak nie potrafiłem mu jeszcze powiedzieć, że mu wybaczam. Chyba nie jestem jeszcze na to gotowy, żeby Go o tym poinformować. Przyjaciółmi pewnie nie zostaniemy, ale może kiedyś zdecyduję się udać do Niego na wizytę i wtedy mu to powiem :) w czasie spotkania zaproponowano mi, abym jeśli tylko mam siły przyszedł z wynikami do przychodni i oni wszystko mi wyjaśnią jeśli będą jakieś wątpliwości. Miałem zapytać o jakąś VIPowską kartę, ale ugryzłem się w język. Oczywiście z propozycji skorzystałem i jeszcze tego samego dnia udałem się na omówienie wyników.
Wyniki markerów nowotworowych są w normie, więc nawet jeśli zleciłby mi je doktor W. to pewnie i tak nic z nich by nie wyszło. Skan omówiliśmy. Po części ten rozdział uważam za zamknięty.
W środę byłem na "obiedzie" w szpitalu. Bałem się tej wizyty. Bałem się tego szpitalnego "zapachu". Mdłości cały czas dokuczały, więc obawiałem się, że może skończyć się to czymś mało przyjemnym. Do pociągu kupiłem sobie colę. Troszkę mi pomogła. Zaopatrzyłem się jeszcze w wodę i chipsy i mogłem ruszyć na oddział. Na oddział udałem się przed samą 14. Wolałem posiedzieć na ławce przed szpitalem, na świeżym powietrzu niż w tych szpitalnych smrodkach. Na oddziale oczywiście przywitano mnie jak przystało na Super Mario :) z racji tego, że to mój drugi dom na tablicy sam odnalazłem swoje łóżko i udałem się na salę. Przyszedł mój ulubiony pielęgniarz Craig zmierzyć ciśnienie, temperaturę i podać mi dzbanek z lodem do mojej colki :) otworzyłem okno, zdjąłem buty i mogłem się "zrelaksować" na łóżku. Ulubiona piguła pojawiła się i mogła przygotować mnie do podłączenia kroplówki. Wizyta była szybka, bezbolesna, obyło się bez mdłości. Lekarz przepisał mi nowe tablety przeciwwymiotne. Podobno mają super moce :) Po szpitalu oczywiście udałem się jak to w zwyczaju do Subway'a :) kanapka wciągnięta, więc to kolejny znak, że żyję :) Od środy czułem się już na tyle dobrze, że zacząłem jeść normalniej. To jeszcze nie to co było przed 3dniówką, ale to i tak progres.
Wczoraj miała pojawić się piguła, aby zacząć robić zastrzyki na poprawę ilości białych krwinek. Właśnie miała... Była, ale wtedy brałem prysznic i nie słyszałem. Zostawiła wiadomość. Skontaktowałem się z Nią i powiedziała, że jest już bardzo zajęta i nie da rady przyjść. Przyjdzie jutro i pokaże mi co i jak i będę robił sobie sam. Ja pierdolę!! Sam? Jak ja igłę widzę i ręce mi się trzęsą tak, że zamiast w brzuch to pewnie zastrzyk sobie w kolano zrobię!! Skoro się nie pojawiła to postanowiłem pójść na miasto. Zakupy jakieś trzeba było zrobić. Zdążyłem wejść do pierwszego sklepu i dzwoni PIGUŁA, że sprawdziła, że jednak muszę zacząć dzisiaj. Skwitowałem to tylko krótkim "naprawdę muszę zacząć to dzisiaj". Amerykę odkryła, więc pewnie za rok dostanie za to jakąś nagrodę :) powiedziała,że ktoś przyjedzie po 17. Wtedy już na pewno będę w domu. Szkoda, że tylko na obietnicy się skończyło bo nikt się nie pojawił. Czekałem, czekałem i korzenie na sofie mógłbym zapuścić, a i tak nikt nie przyjechał. To znaczy przyjechali moi Przyjaciele na herbatę :) krótka wizyta, ale jak zwykle miła i przyjemna :)
Wczoraj wieczorem użyłem nowej tabletki przeciwwymiotnej i naprawdę ma super moce :) mam nadzieję, że ich nie stracą i dalej będą mi pomagać w kryzysowych sytuacjach :)
Ostatnio mam problem do tych obietnic. Ktoś coś obiecuję, a słowa nie dotrzymuje niestety. Przykro, że nawet w tej sytuacji jakiej jestem muszę martwić się niespełnionymi obietnicami.
Dzisiaj już piguła się pojawiła. Inna niż ta, z którą się kontaktowałem. Była milsza i przeprosiła, że nikt się wczoraj nie pojawił. Dowie się czy mogę wziąć wszystkie 5zastrzyków czy zmniejszamy ich ilość o ten jeden dzień zwłoki. Zastrzyk nie bolał, ale do najprzyjemniejszych też nie należał. Jutro ma pojawić się o tej samej porze i będę próbował zrobić go sobie sam. Z boku nie wyglądało to na nic trudnego, ale pewnie jutro już inaczej będę śpiewał :P zastrzyk zaliczony, więc spokojnie mogę się relaksować :)
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy w dalszym ciągu udostępniają mojego bloga :) i dziękuję wszystkim za wiadomości i słowa wsparcia i trzymane kciuki i wiarę :) na pewno wszystko się przyda :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz