sobota, 14 lutego 2015

11 Luty

Wstałem o 10:30 po cholernie ciężkiej nocy. Późno poszedłem spać, miałem płytki sen i co rusz się budziłem. O 8 się obudziłem po kolejnym koszmarze i nie mogłem zasnąć chyba do 9. Stres jest zabijający. Nie polecam.
Oczywiście nie odbyło się bez mdłości porannych. Jakimś cudem udało mi się zjeść małe śniadanie, spakowałem się do końca, wyprzytulałem Łasuszka i pojechałem na dworzec. Dziękuję Sąsiedzie za podwózkę :)
W szpitalu przestraszony jak pierwszoklasista w szkole pojawiłem się przed 14. Skierowano mnie do pokoju, w którym zaczekałem na wolne łóżko. Czekałem i czekałem i się doczekałem. O 15:30 zaprowadzono mnie na salę. Łóżko 7B. Mam nadzieję, że ta 7będzie szczęśliwa. Pozwolono mi się rozgościć i zrelaksować. Ależ żartownisie z nich!! Szpital, onkologia, chemia, pierwsza chemia, stres, zajebisty stres, więc gdzie tu kurwa miejsce na relaks się pytam?!
Przebrałem się, przyszedł Pan Doktor, potem pielęgniarz, który zaoferował bezbolesne założenie igiełki pozwalającej podłączyć pierwszą kroplówkę. Aż tak bardzo nie bolało. Jednak ilość tych jebanych tasiemek przeszła moje oczekiwania! Jest ich tyle, że z tydzień będą mi to wszystko ściągać.
Pierwsza się wkrapla. Drugi worek będzie już z chemią, ale wcześniej kolacja.
Po chemii pierwsza porcja tabletek przeciwwymiotnych :) bajka jak u walta disneya.
P.S. Trafiłem na salę gdzie średnia wieku to 60+.
Update
Wlano już sól fizjologiczną i środek przeciwwymiotny i teraz leją jakiś fluid.
Update 2
Cały dzień nic nie jadłem prócz ledwo wciągniętych 3paróweczek. Otrzymałem pierwszą szpitalną kolację. Była zajebista tylko mała. Tutaj trzeba dzień wcześniej wypisywać kartki co będzie się jadło na obiad i na kolację. Wybór dość spory. Ja dzisiaj miałem wybór, ale zapomniałem wybrać rozmiaru porcji bo wyglądała jak mała. Troszkę byłem głodny, więc raczyłem się słodyczami :)
Update 3
Jest 3:30. Po wszystkich wlewkach fluidów otrzymałem dwa worki chemii. W między czasie obejrzałem match of the day i dostałem kolejne fluidy.  Koledzy z sali to spoko ziomy. Smakowało im moje ptasie mleczko i czekolada kokosowa :) oddaje ogromne ilości moczu. Nie dość, że zawsze chodziłem często to teraz troszkę częściej i więcej. Dużo więcej albo i jeszcze więcej. Kazano mi siusiać do kubeczka i mierzyć ile oddaje moczu i zapisywać. Od 21 licznik wskazuje 3700 ml. Mam nadzieję,że prowadzą jakąś onkologiczną księgę rekordów bo jestem przekonany, że skończę co najmniej w TOP3 :)
Niesamowicie miła, kulturalna, rzeczowa, przyjemna opieka. Troszczą się o wszystko. Mam wygodne łóżko, parawanik dookoła Przynajmniej bąków sąsiadów,które puszczają podczas snu tak szybko nie czuje :P
Udało mi się przespać w tych mimo wszystko ciężkich warunkach. Tylko dwie i pół godziny, ale zawsze to coś. Chemię na sali na ten moment mam podawany tylko ja, więc pracuje tylko moja pompa od kroplówki. Dopóki nie skończy się coś z góry co mi podają jest ok, ale jak skończy to zaczyna pipczeć, jak zaczyna pipczeć to czekam aż ktoś przyjdzie. Zazwyczaj nikt nie przychodzi, więc muszę użyć dzwonka, który jest dość głośny. Spanie w takich warunkach jest niemożliwe.
Po dwóch workach chemii czuję się ok. Lekko mi niedobrze, ale to może być od słodyczy, których zjadłem sporo przed snem. Na wszelki wypadek poprosiłem o tabletkę przeciwwymiotną.
Kończąc ten wpis zauważyłem, że chyba znowu chce mi się siku :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz