Wstałem o 10:30 po cholernie ciężkiej nocy. Późno poszedłem spać, miałem
płytki sen i co rusz się budziłem. O 8 się obudziłem po kolejnym
koszmarze i nie mogłem zasnąć chyba do 9. Stres jest zabijający. Nie
polecam.
Oczywiście nie odbyło się bez mdłości porannych. Jakimś
cudem udało mi się zjeść małe śniadanie, spakowałem się do końca,
wyprzytulałem Łasuszka i pojechałem na dworzec. Dziękuję Sąsiedzie za
podwózkę :)
W szpitalu przestraszony jak pierwszoklasista w szkole
pojawiłem się przed 14. Skierowano mnie do pokoju, w którym zaczekałem
na wolne łóżko. Czekałem i czekałem i się doczekałem. O 15:30
zaprowadzono mnie na salę. Łóżko 7B. Mam nadzieję, że ta 7będzie
szczęśliwa. Pozwolono mi się rozgościć i zrelaksować. Ależ żartownisie z
nich!! Szpital, onkologia, chemia, pierwsza chemia, stres, zajebisty
stres, więc gdzie tu kurwa miejsce na relaks się pytam?!
Przebrałem
się, przyszedł Pan Doktor, potem pielęgniarz, który zaoferował
bezbolesne założenie igiełki pozwalającej podłączyć pierwszą kroplówkę.
Aż tak bardzo nie bolało. Jednak ilość tych jebanych tasiemek przeszła
moje oczekiwania! Jest ich tyle, że z tydzień będą mi to wszystko
ściągać.
Pierwsza się wkrapla. Drugi worek będzie już z chemią, ale wcześniej kolacja.
Po chemii pierwsza porcja tabletek przeciwwymiotnych :) bajka jak u walta disneya.
P.S. Trafiłem na salę gdzie średnia wieku to 60+.
Update
Wlano już sól fizjologiczną i środek przeciwwymiotny i teraz leją jakiś fluid.
Update 2
Cały
dzień nic nie jadłem prócz ledwo wciągniętych 3paróweczek. Otrzymałem
pierwszą szpitalną kolację. Była zajebista tylko mała. Tutaj trzeba
dzień wcześniej wypisywać kartki co będzie się jadło na obiad i na
kolację. Wybór dość spory. Ja dzisiaj miałem wybór, ale zapomniałem
wybrać rozmiaru porcji bo wyglądała jak mała. Troszkę byłem głodny, więc
raczyłem się słodyczami :)
Update 3
Jest 3:30. Po wszystkich
wlewkach fluidów otrzymałem dwa worki chemii. W między czasie obejrzałem
match of the day i dostałem kolejne fluidy. Koledzy z sali to spoko
ziomy. Smakowało im moje ptasie mleczko i czekolada kokosowa :) oddaje
ogromne ilości moczu. Nie dość, że zawsze chodziłem często to teraz
troszkę częściej i więcej. Dużo więcej albo i jeszcze więcej. Kazano mi
siusiać do kubeczka i mierzyć ile oddaje moczu i zapisywać. Od 21
licznik wskazuje 3700 ml. Mam nadzieję,że prowadzą jakąś onkologiczną
księgę rekordów bo jestem przekonany, że skończę co najmniej w TOP3 :)
Niesamowicie
miła, kulturalna, rzeczowa, przyjemna opieka. Troszczą się o wszystko.
Mam wygodne łóżko, parawanik dookoła Przynajmniej bąków sąsiadów,które
puszczają podczas snu tak szybko nie czuje :P
Udało mi się przespać w
tych mimo wszystko ciężkich warunkach. Tylko dwie i pół godziny, ale
zawsze to coś. Chemię na sali na ten moment mam podawany tylko ja, więc
pracuje tylko moja pompa od kroplówki. Dopóki nie skończy się coś z góry
co mi podają jest ok, ale jak skończy to zaczyna pipczeć, jak zaczyna
pipczeć to czekam aż ktoś przyjdzie. Zazwyczaj nikt nie przychodzi, więc
muszę użyć dzwonka, który jest dość głośny. Spanie w takich warunkach
jest niemożliwe.
Po dwóch workach chemii czuję się ok. Lekko mi
niedobrze, ale to może być od słodyczy, których zjadłem sporo przed
snem. Na wszelki wypadek poprosiłem o tabletkę przeciwwymiotną.
Kończąc ten wpis zauważyłem, że chyba znowu chce mi się siku :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz