Piątek był innym dniem niż te poprzedzające. Postanowiłem wybrać się do miasta na zakupy. Ubrałem się ciepło, zabezpieczony czapką i kapturem około południa ruszyłem na spacer. Nie forsowałem tempa spaceru, muzykę też dobrałem wolniejszą, abym przez przypadek się nie zapomniał i biegiem nie leciał do miasta. Ten spacer dobrze mi zrobił :) przewietrzyłem siebie i mózgownicę ;) w polskim sklepie kupiłem gniazdka i kilka innych pierdół. Na markecie kupiłem zapas świeżych owoców. Nadszedł czas zdrowego odżywiania. Korzystając z okazji udałem się na pyszny, polski obiad. Dzięki Tola i Piotrek :)
W drodze powrotnej wolałem nie ryzykować i udałem się na autobus. Mimo tej wycieczki nie czułem się jakoś szczególnie zmęczony. Chyba powoli dochodzę do siebie po "chemicznych" obiadkach.
W sobotę wybrałem się na pocztę, która okazała się zamknięta. Przynajmniej spacer miałem odbębniony. Wpadli byli sąsiedzi w odwiedziny. Jak zwykle było miło i przyjemnie :) kuzyna żona dostarczyła mi zajebiście pyszny czerwony barszcz. Jednak tutaj zaskoczę Was wszystkich bo drugie danie zrobiłem sam :) na dwa podejścia, ale zrobiłem. Spaghetti, które upichciłem raczyliśmy się wieczorem ze znajomym, który mnie odwiedził. Miło było Go zobaczyć po tak długim czasie. Nie wiem kiedy teraz mnie odwiedzi bo zlałem Go bardzo w Fifę :P Takich przeciwników to ja mógłbym mieć codziennie. Wieczorem, późnym wieczorem, odwiedziłem jeszcze sąsiadów.
Sobotę uważam za bardzo miło spędzoną. Zmęczenie było dużo mniejsze, nie spędziłem całego dnia w łóżku, mdłości też jest coraz mniej. Lekkie bóle w klatce piersiowej i małe ilości krwi z nosa są do przeżycia.
Dzisiaj zamierzam wybrać się do kuzyna w odwiedziny. Oczywiście będzie trzeba się zabezpieczyć bo pogoda dzisiaj nie zbyt ciekawa. Jutro wizyta u psychologa. Czas "wyspowiadać się" ze swoich myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz