Super uczucie móc położyć się w swoim łóżku, pod swoją kołdrą, w swoim
domu, ze swoim Rudzielcem ❤️ przespałem całą sobotę z małą przerwą na
talerz zupy i prysznic. Powrót do łóżka i pobudka o 9 rano :) 17godzin
snu postawiło mnie na nogi troszkę. W niedzielę byłem już mniej
zmęczony. Wmusiłem jakieś śniadanie bo tabletki muszę brać. Nie jest
łatwo jak Cię mdli, ale jak wyczekasz moment to nawet ujdzie. Potem
zjadłem talerz gorącej zupy. Było ok :) potem wjechał niedzielny rosół.
Oczywiście nie obyło się bez tabletek przeciwwymiotnych. Zrobiłem dwa
prania, pozmywałem naczynia. Te czynności wydające się łatwe po chemii
wcale takie nie są. Pod wieczór zjadłem schabowego z ziemniakami i
miałem nadzieję, że to dobrego początki. Na kolację rosołek, ale nad
ranem obudziły mnie mdłości. Taki mamy klimat niestety. Tabletka w ruch i
dalej spać.
Niedziela minęła mi na leżeniu w łóżku, udanych próbach
jedzenia. Smak śrubki nadal w buzi, ale nie przekłada się to jeszcze na
smak jedzenia. Węch mi się wyostrzył chyba do granic możliwości bo
czuję dosłownie wszystko. Na samą myśl o słodyczach robi mi się
niedobrze.
Mam ambitny plan na dzisiejszy poniedziałkowy dzień - nic nie robić :) dzisiaj
za pewno ktoś już wpadnie mnie odwiedzić. Nie wiem ile będą wyglądały
wizytacje i w jakiej będą formie, ale postaram się dać z siebie wszystko
:)
Moja Ruda mordeczka tak się za mną stęskniła, że nie opuszczała
mnie na krok. A to spał pod kołdrą, a to na kołdrze, ale zawsze wtulony
<3 w niedziele nawet w toalecie na kolanach siedział :) moja
prawdziwa Walentynka <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz