środa, 18 lutego 2015

16-17 Luty

Udało się. Jakoś przetrwałem te pierwsze dni po chemii chociaż nie było lekko. Ciągłe zmęczenie, ustępujące tylko na chwilę mdłości, brak apetytu, zmieniony smak i wrażliwy węch to tylko początki skutków ubocznych leczenia.
Przede wszystkim gdyby nie pyszne obiady żony mojego kuzyna pewnie nic bym nie tknął. Na szczęście podrzucają mi tu same rarytasy dzięki czemu dzisiaj waga pokazała już 76,5 :) zawsze to kilka deko do przodu. Najważniejsze to nie tracić. Niech stoi w miejscu, niech idzie do góry, ale niech nie spada.
W poniedziałek odwiedziła mnie Pani pielęgniarka. Powiedziała co wiedziała, doradziła co miała doradzić, zmierzyła temperaturę i będzie dzwoniła w następny poniedziałek. Znajomy podrzucił mi miskę bigosu. Kurwa palce lizać <3 wieczorem wpadli sąsiedzi z Najsłodszym przystojniachą na dzielni :)
Wtorek miał być już lepszym dniem. Nie do końca był bo odkąd wróciłem ze szpitala dzisiaj zmęczony byłem najbardziej. Byłem jednak na zakupach w Tesco. Zaopatrzyłem się w owoce, soki i wodę. Jak zwykle kilkukrotnie meldowałem się w łóżku na podładowanie akumulatorów. Wieczorem wpadli znajomi :) było miło, sympatycznie, wesoło :)
Obejrzałem Ligę Mistrzów i czas przygotowywać się na jutro.
"Głowa do góry ziom" jak to Łukasz nawinął. Jutro kolejna wlewka z pierwszego cyklu. Już się nie stresuję( no może trochę tej igły w żyle) tylko obawiam się jak mój organizm zareaguje na kolejną dolewkę skoro jeszcze po jednej nie doszedł do siebie. Zmęczenie jest strasznie wkurwiające. Chcesz coś zrobić, chcesz się postarać coś zrobić, a nie masz siły. Jesteś wypompowany! Nie ma co jednak myśleć o gorszym bo na przykład może być lepiej :)
Dziękuje za wszystkie wiadomości, telefony :) dziękuję za trzymane kciuki i wiarę :)

2 komentarze: