czwartek, 29 stycznia 2015

27-28 Styczeń

Doszedłem do siebie. Chyba. Trochę coś tam jeszcze boli po wyrwaniu ząbków, pojawiła się opuchlizna, która w ogóle nie dodaje mi uroku. Nie dość, że na co dzień wyglądam chujowo to jeszcze teraz mam zdeformowaną twarz :P mam nadzieję, że zejdzie bo lepiej jest wyglądać chujowo niż chujowo max :)

Pojawiłem się we wtorek przed czasem. Już z ulicy czułem ten dentystyczny smród. Jak na złość ząb przestał mnie boleć i pomyślałem czy na przykład nie zawinąć się do domu i olać tą męczarnię. Na szczęście/nieszczęście byłem z kuzynem i raczej nie dałbym rady uciec. Warunkiem wyrywania ząbków była obecność dorosłej osoby, która będzie mogła się mną zaopiekować po zabiegu, w czasie podróży i w domu. Wstałem we wtorek z myślą, że powinienem się najeść bo to mogą być ostatnie chwile, w których jeszcze normalnie mogę jeść. Tu jednak pojawił się psikus w postaci mdłości i biegunki wywołanej stresem. Nie dość, że mam raka, jadę wyrwać zęby to jeszcze kurwa jeść nie mogłem bo jelita grają sobie koncert. Żenuaaaaa!
Zarejestrowałem się, usiedliśmy w poczekalni. Kuzynek dojebał szpileczkę, że wyjdzie stado Ciapków z wiertarkami, że on sobie zaraz pójdzie do Subway'a, a ja nie będę mógł nic jeść. Nie ma to jak wsparcie rodziny :P lekki poślizg, ale wywołano jak do tablicy na matmie w liceum. Szedłem jak na ścięcie, ale wiedziałem, że i tak musiałbym to zrobić. Pozwolono mi usiąść na fotelu i się zrelaksować.... Jasneee. Gabinet dentystyczny i relaks. Podpisałem dokumenty, pożartowaliśmy sobie, zakazano mi korzystania z portali społecznościowych i robienia zakupów przez internet po powrocie do domu, zmierzono ciśnienie, założono wenflon i się zaczęło. Wstrzyknięto coś co uratowało mi życie przed zejściem na zawał. Pamiętam tylko zastrzyki ze znieczuleniem i wyrywanie pierwszego z zębów. Nie bolało!!! :) coś tam mi świta, że wciskali mi waciki do buzi, że szyli mi dziąsło,że pytałem czy mogę zobaczyć zęby i czy mogę zabrać je do domu (nie pozwolono). Po wszystkim udałem się do pokoju obok na odpoczynek. Byłem jak pijany, dobrze, że mnie prowadzono. Czułem się jak Rocky po walce. Wygranej oczywiście :) teraz już wiem dlaczego zakazano mi korzystania z internetu. Nie za bardzo kojarzę nawet co działo się w domu. Pamiętam, że kimnąłem się u kuzyna. Potem wróciłem do domu i poszedłem spać.
Wstałem rano i czułem się jak Rocky, ale po walce z Kliczkiem. Już nie byłem taki pewny czy na pewno wygrałem walkę :P nie miałem dwóch zębów, w sumie dalej ich nie mam :P nie mogłem jeść, spuchła mi mordunia, do tego mimo wszystko bolało, więc paracetamol poszedł w ruch kilkukrotnie. Jakoś przeżyłem! Jestem, żyję i piszę kolejnego posta.
Dzisiaj już jest lepiej. Nie boli, jeść dalej nie mogę, spuchnięty jeszcze jestem, ale chyba się goi :)
Pojawił się mały problem. Pani dentystka powiedziała, że nie powinienem wracać do pracy już przed chemioterapią. Wziąłem jeszcze na czwartek i piątek urlop. W sobotę będę myślał co dalej. Wracam czy już idę na sicka. Mam nadzieję, że będę czuł się jakoś w miarę i chociaż w sobotę jeszcze pójdę do pracy.

środa, 28 stycznia 2015

Prezentów ciąg dalszy :)

Jestem po wizycie u dentysty. Bajeczka normalnie :) resztę opiszę jak tylko dojdę do siebie :P

Dostałem wczoraj niesamowity prezent od swojego człowieka Łukasza. I znowu kurwa się popłakałem. I miałem ciarki wszędzie. Czym jeszcze mnie zaskoczycie? Co jeszcze uczynicie, że zrobi mi się ciepło na sercu i mokro na policzkach?
Łukasz nagrał dla mnie kawałek, który na pewno będzie mi towarzyszył w najbliższym czasie :) Dostałem pozwolenie na zrobienie z tym kawałkiem co tylko będę chciał, więc chcę się nim z Wami podzielić.


Z tego miejsca również chciałbym polecić wszystkim zespół SIXth OF JULY! Świetną robotę chłopaki robią na emigracji.
P.S.  BIS! BIS! BIS! BIS!

poniedziałek, 26 stycznia 2015

26 Styczeń

Chciałbym zacytować fragment książki pt."Chustka".

"Bronnie Ware pracowała w hospicjum,
spisała najczęściej powtarzające się wypowiedzi
chorych, podsumowujące życie.
1.Żałuję, że nie miałem odwagi na życie takim życiem jakie uważałem za słuszne, a prowadziłem takie, jakiego ode mnie oczekiwano.
2.Żałuję, że tak ciężko pracowałem.
3.Żałuję, że nie miałem odwagi, by okazywać uczucia.
4. Żałuję, że nie pozostawałem w kontakcie z przyjaciółmi.
5. Żałuję, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwszy."

Ja nie potrzebuję podsumowywać swojego życia, jeszcze nie. Przede mną jeszcze całeee życie i masa rzeczy do zrobienia, masa marzeń do spełnienia, masa postanowień, masa ciekawych wydarzeń, za pewne masa problemów, ale i nowych znajomości, nowych przygód i nowych miejsc. Mimo wszystko ten fragment daję bardzo dużo do myślenia, nie tylko mi w tej sytuacji. Każdy z Nas czytając taki tekst chociaż przez chwilę zastanowi się czy na pewno żyje tak jak chce.
Uważam, że żyję tak jak chcę, nikt nie ma wpływu na to jak moje życie wygląda. Nie żyję tak jak ktoś ode mnie oczekuję, żyję idąc swoją drogą, wytyczoną przeze mnie :)
Czasem zdarza mi się ciężko pracować. Zacząłem pracować w wieku 18lat. Politechnika nie spełniła moich oczekiwań, a może było na odwrót. Pan Pancielejko mógłby się wypowiedzieć na ten temat :P
Pierwsza praca w życiu chyba sprawiała mi najwięcej przyjemności. Mimo, że była fizyczna to w gronie osób, których pracowałem wydawała się być przyjemnością. W Uk miałem już wiele prac, od 6lat śmigam z paletami po Tesco. Chyba raczej też się nie przepracowuje. Jedyne z czego jestem znany to z gadulstwa. Całe życie jednak przede mną :P pewnie jeszcze nie raz będę narzekał na swoją pracę, na to jaka ona jest, jaka nie jest, a jaka mogłaby być. To narzekanie to takie polskie jest.
Z tym okazywaniem uczuć mam czasem problemy. Nie chodzi tu tylko o uczucie miłości chociaż w tym aspekcie też mam wiele do poprawy. Chyba za rzadko mówię ludziom, że ich lubię, szanuję i że są dla mnie ważni. Będę musiał nad tym popracować. Czasem się wstydzę, czasem się boję. Czasem nie mówię tego bo wydaje się to oczywiste, a wcale takie nie musi być.
Zawsze pozostawałem, pozostaję i będę pozostawał w kontakcie z przyjaciółmi, znajomymi. Mimo, że czasem jestem chujem i nie odbieram telefonów, nie odpisuję od razu to staram się to eliminować. Czasem śpię, czasem mam wyciszony telefon, a czasem jestem leniwy i nie chce mi się biec do telefonu. Przepraszam, że czasem mi się to zdarza. Pamiętajcie jednak, że jeśli nie teraz, nie za 5minut to na pewno się do Was odzywam/odezwę. Pielęgnuję, staram się, aby stosunki między Nami zawsze były jak najlepsze :) one zawsze SĄ :)
Szczęście dla każdego jest czymś innym. Żyję tak, żeby niczego w życiu nie żałować. Żyję tak, żeby być szczęśliwym. Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Nawet w najgorszych chwilach po czasie odnajduję szczęście, nawet jeśli miałoby być go tylko odrobinę. Cieszę się, że jestem tu gdzie jestem, cieszę się, że mam Was wszystkich dookoła nawet jeśli jesteście daleko. Cieszę się, że Was wszystkich poznałem i będę cieszył się z faktu poznania każdej następnej osoby :) najbardziej cieszę się, że mam najukochańszego rudzielca <3 i to jest właśnie szczęście :)


24-25-26 Styczeń

Był weekend i go nie ma. Nawet nie wiem kiedy minął. Nie to, żebym wracał do pracy bo mam wolne do środy włącznie, ale przyjęło się, że weekend to sobota i niedziela.
Zrobiłem AŻ nic w tym czasie.
W sobotę byłem u kuzyna, ale nikogo nie zastałem i pierwszy raz przydał się klucz :) wypiłem w towarzystwie psinki herbatę i wróciłem do domu. Wieczorem odwiedziłem byłych sąsiadów. Dobrze było się spotkać i spędzić wspólnie trochę czasu razem. Wypiłem dwa małe piwka. Co mi tam :) nawet ze zwierzątkiem coś mi się od życia należy. Dostałem baty w Fifę. Ząb pobolewał, więc to pewnie przez niego przegrałem :P
W niedzielę udałem się na obiad do rodzinki mej :) przegrałem w piłkę, zostałem zboksowany i wróciłem do domu. Ząb dalej bolał. Nikomu nie udało się go niestety wybić. Wieczorem odwiedziłem przyjaciół. Herbatka wypita, rozmowa zaliczona. Wieczór uważam za bardzo udany :) pomijam fakt, że znowu przegrałem w Fifę. Chyba się do tego nie nadaję.
Jest poniedziałek rano i przeziębienie wróciło. Miałem plany na dzisiaj i chyba muszę je lekko zmodyfikować. Jutro wizyta u dentysty. Wolałbym nikogo nie opluć kichając i nie osmarkać. Nie mogę doczekać się tego "ćpienia". Jeszcze się nie stresuję. Jeszcze.
Poniedziałek 21:30
Postanowiłem ugotować rosół. Znając swoje życiowe szczęście po jutrzejszym wyrywaniu zębów nie będzie mnie bolało. Będzie mnie JEBAŁO. Pomyślałem, że może chociaż troszkę rosołu zjem. Może chociaż tyle się uda.
Zaczął udzielać się stres. Zamykając oczy widzę ten wenflon, dentystkę z przyrządem podobnym do siekiery, tkwiące zęby, których nie można wyciągnąć i tryskającą wszędzie krew. Ja pitoooole. Albo zęby, albo ja.

piątek, 23 stycznia 2015

23 Styczeń

Standard. Mimo tego, że nocka była wolna w ogóle się nie wyspałem. Do tego obudziłem się z bólem zęba. Już mam dość tableteczek i maści na tego jebanego zęba! Pewnie i tak nie doczekam się, że dzisiaj coś z nim zrobią. Do pociągu zabrałem książkę, która dała mi kopa do pisania bloga. Niesamowita i niestety ze smutnym finałem książka pt. "Chustka". Szczerzę polecam wszystkim. Wiem, że zakończenie mojej "książki" będzie zupełnie inne. Musi. Wierzę w to bardzo głęboko.

Jest jeszcze jeden bardzo ważny powód, dla którego wyzdrowieję. Dla którego pokonam raczka. Mam umowę z pewną osobą. Zrobię wszystko, aby ją wypełnić, aby nie złamać danej obietnicy. Mam nadzieję, że ta osoba nie wykręci się w ostatniej chwili przed jej realizacją :P

Opuściłem moje kochane dziecko na rzecz wizyty u dentysty-rzeźnika-sadysty. Nienawidzę gabinetów stomatologicznych. Za pewne dlatego mam takie problemy z ząbkami. Człowiek uczy się na błędach. Gdybym mógł cofnąć czas i tak pewnie popełniłbym ten sam błąd. Uraz z dzieciństwa do dentystów pozostał.
Zameldowałem swoje przybycie. Podobno spotkanie odbędzie się o zaplanowanej godzinie. Aż nie chcę mi się wierzyć, że to się uda.

Gdy żyłem w oczekiwaniu na pierwszą wizytę u urologa zastanawiałem się co powinienem zrobić jeśli zdiagnozują nowotwór. Leczyć się tutaj czy wracać do Polski. Pomijam fakt załatwiania papierkowych spraw z tytułu mojego leczenia w Polsce za pieniążki z NHSu bo w takim przypadku pewnie by mi się to udało. Cieszę się bardzo, że nie dano mi jednak możliwości wyboru i zdecydowano za mnie, że będę leczony tutaj. Pewnie gdybym się sprzeciwił, nie robiono by z tego tytułu problemu. Fakt w jaki sposób to wszystko tutaj funkcjonuje jest zdumiewający. Nie ma dużych kolejek, miła, rzeczowa i profesjonalna opieka. Działa to tutaj sprawnie i bezproblemowo. Na operację czekałem kilka dnia, na tomografię tydzień po operacji, onkolog w szybkim czasie. Spotkania częste. Jedyne co tak naprawdę muszę robić to odbierać telefony i przychodzić na spotkania. Nie muszę nic załatwiać bo wszystko załatwiają za mnie. Podstawą do tego wszystkiego jest wydostanie się z GP. Level wyżej jest już pełna profeska. Nawet dentystę onkolog mi załatwiał. Leczenie jest darmowe, tabletki w czasie chemii, które będę przyjmował również. W takiej sytuacji każdy pens, funt w kieszeni jest na wagę złota. Żyję w kraju, który o mnie dba.

Już po spotkaniu z dentystką. Już jasne. Znowu pod nóż. To znaczy pod przyrząd do wyrywania ząbków. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Oglądanie zębów o dziwo obyło się bez odruchów wymiotnych. Skierowanie na prześwietlenie. Tam już było gorzej. Na szczęście sprawne dłonie Pani od prześwietleń zdziałały cuda. Powrót i decyzja u usunięciu. Nie można czekać. Jako, że muszę być gotowy na 4lutego, a wszystkie daty zajęte do połowy lutego wyrywaniem zajmie się najwyższa głowa w tym całym szpitalu. Chuj nie pocieszenie! Dwa zęby do usunięcia. Oba we wtorek, bez narkozy jak to było w założeniu pierwotnym. Dostanę coś dożylnie. Zapewnili odjazd po tym środku. Już nie mogę się doczekać tego "ćpienia". Recepta wypisana na jakieś kremy i żele wspomagające mnie podczas chemii. Dopóki nie mam karty dla ludzi z raczkiem muszę płacić za recepty. Jeszcze tylko przedoperacyjne spotkanie, wizyta w aptece i można wracać do domu. Wyrywanie przewidziano na wtorek o 13:30. Mam nadzieję, że wyrobią się do 19 bo "Na wspólnej" leci. Kolejny powód potwierdzający moją tezę o słuszności leczenia tutaj. W Polsce pewnie już musiałbym śmigać prywatnie usuwać ząbki, bo to przecież moja wina! Tutaj jak nie można jednym, to można drugim wyjściem. Dobro pacjenta najważniejsze :)

Byłem na obiedzie na mieście. Strzeliłem sobie pysznego gołąbka z ziemniaczkami i zestawikiem suróweczek :) spotkałem na swojej drodze kolejnych wspaniałych ludków, którym bardzo, bardzo dziękuję za pomoc :)

Chciałbym polecić wszystkim płytę Penxa. To taki kocur z Krakowa. Rzucił taką produkcję, że nawet po entym odsłuchu się nie nudzi :)
Poza tym tęsknie za swoimi byłymi sąsiadami i tymi sąsiedzkimi imprezami, Myślę, że tworzyliśmy spoko sąsiedzki kolektyw :) Do tego słuchanie pod siódemką po pijaku nad ranem Indios Bravos :) bajka normalnie :)

czwartek, 22 stycznia 2015

21 Styczeń

Albo ja jestem słaby albo Wy słabo trzymaliście kciuki. Przegrałem ostatni mecz i nie awansowałem. Znowu trzeba bić się o awans. Trudno. Długi weekend teraz także na pewno coś uda mi się rozegrać. Nóż uda mi się coś ugrać.

Uwaga! Dopadło mnie przeziębienie. Chwilę po przebudzeniu myślałem, że już będę finiszował. Na szczęście po śniadaniu o 17 poczułem się troszkę lepiej. Chyba mój układ odpornościowy walczy z całych sił z komóreczkami nowotworowymi i zapomniał bronić mnie przed przeziębieniem. Muszę mu pomóc. Plan na piątek to wizyta u dentysty, potem gorąca kąpiel, dużooooo tabsów, termoforek, kołderka i Łasuszek
pod kołderką. Taki zestaw MUSI postawić mnie na nogi.
Poza tym mój ząb chyba wyczuł pismo nosem i zaczął mnie pobolewać. Jeszcze wczoraj nie dopuszczałem myśli o jego usunięciu, a teraz coraz częściej taka myśl mi przychodzi do głowy. Oczywiście dentyście nie będę doradzał co ma robić bo będzie wiedział lepiej ode mnie. Aczkolwiek mam nadzieję, że na konsultacji w piątek się nie skończy i coś mi tam porobią co bym kolejny raz nie musiał tam jechać. Drogę do szpitala znam na pamięć. Tak samo jak rozkład jazdy pociągów i autobusów.
Z organizacji pomagającej mi w skarżeniu tego doktorka od siedmiu boleści dostałem numer telefonu do fundacji, która charytatywnie transportuje chorutkich ludków takich jak ja na chemioterapię do szpitala w Sheffield. Będę się musiał zgłosić do nich przed drugą chemią. Na pierwszą pojadę sam. Dopóki mam siłę chciałbym wszystko robić sam. Poza tym ciągle czekam na jakąś odpowiedź z NHSu dotyczącą tej złożonej skargi. Od tygodnia próbuję również zadzwonić do swojego adwokata w tej sprawie. Zawsze jednak coś innego mi wypada i nie mogę się zebrać.

Przesunięta chemia oznacza możliwość pójścia do fryzjera jeszcze raz. Z tym, że jest problem. Mój fryzjer wrócił do swojego kraju. Do Pakistanu. A może do Kurdystanu. Mniejsza o to. Pojechał bawić się z rodziną i kozami. Mam nadzieję, że tylko na wakacje i za jakiś czas wróci bo po chemii odrosną mi piękneeee włoski i gdzieś je ścinać będę musiał :)

Ostatnia nocka właśnie dobiega końca. Jeszcze przerwa. Powrót do pracy na chwilkę i do domu. Do wyra. Do Łasuszka. Trzeba wstać wcześnie, żeby całego dnia nie przespać.
Zauważyłem, że strasznie szybko się męczę w pracy. Dopóki pracuje sam jest wszystko w porządku, ale jeśli rzucą mnie do kogoś to ten ktoś narzuca normalne tempo, które jest dla mnie za szybkie. Masakra jakaś. Może jak teraz odpocznę przez weekend będzie lepiej :)

środa, 21 stycznia 2015

20 Styczeń

Wczoraj miała być ostatnia nocka. Nie była. Z jednej strony to dobrze. Dalej będę wśród ludzi, dalej będę mógł budować swoją psychikę. Im silniejsza tym lepsza. Z drugiej jednak jestem wkurzony. Byłem przygotowany mentalnie na 3dniową wizytę w szpitalu i dupa. Przez wielkie "D"! Znowu trzeba czekać, dalej będę się stresował. Może przy kolejnej wizycie będzie go mniej.

W pracy nie wytrzymałem do 6rano. Byłem tak padnięty po całodziennym lataniu między szpitalami, że po pierwszej przerwie zapytałem czy nie mógłbym pójść do domu. Zgodzili się od razu. Wylądowałem po 4 w łóżeczku i obudziłem się dopiero koło 14. Budziłem się, miałem płytki sen. Trząsłem się znowu. Nienawidzę tego. Czuje się wtedy taki bezbronny. Nie potrafię nad tym zapanować. Muszę porozmawiać o tym z panią psycholog.

Wykonałem telefon do mojej prowadzącej pielęgniarki w sprawie dentysty. Piątek godzina 10. Konsultacja. Mam nadzieję, że zakończy się zalepieniem ząbków i będę mógł w spokoju przygotowywać się do chemii.
W pracy poprosiłem o urlop na czwartkową nockę, abym w spokoju mógł rano wypoczęty udać się do Sheffield. Chyba pomyślę nad miesięcznym biletem :P taniej będzie. Dobrze, że tylko jedna wizyta bo mam teraz długi weekend i szkoda piątku marnować na szpitale.
Ugotowałem pyszną zupę pomidorową. Byłem na zakupach w Tesco.  Zrobiła mi się jakaś cholernie boląca rana na podniebieniu. Moje zwierzątko mniej boli niż to podniebienie. Dostałem maść i mam nadzieję, że mi przejdzie. Jak się sypie to wszystko na raz.

Dzisiaj uświadomiłem sobie jak WIELKIM I WSPANIAŁYM gestem była kartka i pieniążki, które dostałem. Mam nadzieję, że Ci wszyscy, którzy się tam wpisali, Ci którzy trzymają za mnie kciuki, mają świadomość ile to dla mnie znaczy. Jak jest to dla mnie ważne. To jest coś czego tak naprawdę nie da opisać się słowami. Z jednej strony jest to mega uczucie, to jest zajebiste uczucie. Z drugiej strony to bardzo wzruszające i za każdym razem gdy patrzę na te kartki zaczynam płakać.

Zaliczyłem wypad do przyjaciół- sąsiadów i największego, małego przystojniachy na dzielni :) od razu z miejsca wujek Mariusz dostał bojowe zadanie operatora wywrotki :)
Poza tym od dawien dawna obejrzałem "Na wspólnej". Cholera jasna ileż tam się zmieniło!! W "modzie na sukces" pewnie piliby dalej tą samą herbatę, a tutaj takie zmiany. Czas chyba nadrobić zaległości.

W Fifie pozostał mi ostatni mecz. Potrzebuje zwycięstwa do awansu do 5ligi. Tak to jest jak się nie wykorzystuje sytuacji, które się ma to potem trzeba bić się o awans w ostatnim meczu. Proszę o zmianę intencji trzymanych kciuków. Walkę z raczkiem zostawiamy na później. Teraz najważniejszy jest awans :)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

19 Styczeń

Weekend minął. Zawiodłem się max na sobie. Miał być shooping, a wyszło lenistwo. Udało mi się w minimalny sposób posprzątać w domu przed pójściem do szpitala. Znając Nasze możliwości do środy pewnie zdążymy z rudym nabrudzić. Wbiłem się na obiad do kuzyna. Niezapowiedziany :P chociaż akurat do Nich nie muszę się zapowiadać :) mam klucz hihi. Cieszę się, że przynajmniej ruszyłem tyłek z domu, a nie czekałem aż obiad przyjedzie do mnie :P od Bąbli usłyszałem, że tęsknią za mną nawet jak mnie nie ma :) znowu przegrałem w piłkę. Chyba będzie miał kto zastąpić Rooneya w United!
W sobotni wieczór odwiedziłem przyjaciół swych. Chyba przestaję ich lubić :( zrobili mi aferę, potem dostałem baty w Fifę. Mimo wszystko zaplusowali pyszną, wysokokaloryczną kolacją :) nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że chodzę po domach i objadam ludzi. Generalnie nie jadam u kogoś w domu. Jeśli już jem to znaczy, że bardzo dobrze się u kogoś czuję. Poza tym jak ktoś częstuje to korzystam :P kiedyś miałem tak z alkoholem, teraz z jedzeniem :)  wczoraj wieczorem odwiedził mnie gość. Z Polski. Gdańszczanie dziękuje za kartkę i książkę i wsparcie i pozytywną nadmorską energię.
Przez swoje lenistwo zapowiadają się ciężkie dni przed szpitalem. Po pierwsze udzielił się już stres. Co innego wizytować w szpitalu, a co innego być tam, leżeć i być leczonym. Dzisiaj ostatnia nocka. Szkoda. Mam nadzieję, że wrócę tak szybko jak tylko się da. Do tego weekendowe zakupy trzeba mimo wszystko ogarnąć, a to oznacza "bizi" wtorek. Muszę jeszcze zdążyć zagrać kilka meczy w Fifę online. Ważą się moje losy w 6lidze. Liczę na kolejny awans.
Zbliża się 13. Za chwilkę pierwsze spotkanie w dniu dzisiejszym. Bank nasienia. Zaczynamy od przyjemności :) mam nadzieję, że film będzie inny :P
P.S. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy udostępnili mojego bloga. Osobie, która to rozpoczęła i każdej kolejnej, która rzuciła to dalej w świat. Chciałbym podziękować również wszystkim tym, którzy czytają moje wypociny. Nie przypuszczałem, że licznik wyświetleń będzie na tak wysokim poziomie.
P.S. 2 Dostałem dzisiaj super wiadomość, którą pozwolę sobie zacytować : "Kurwa, podziwiam Cię stary. Tyle gówna Ci się ostatnio przydarzyło, a nadal stajesz mu na przeciw". To dzięki Wam Drodzy Przyjaciele. To Wy daliście mi siłę i dajecie ją nadal będąc przez cały czas ze mną. Swoim wsparciem i obecnością nie pozwalacie na chwile zwątpienia.

Update
Jako, że będę robił ten wpis przez cały dzień co jakiś będę sobie robił takie "updejciki". Jestem po wizycie w banku nasienia. Uświadomiłem sobie, że to chuj nie przyjemność. Niby spoko, a jednak stres nie pozwala Ci się skupić na zadaniu. Wyniki za około tydzień. Mam nadzieję, że obie próbki są tak zajebiste jak ja i zechcą zamrozić te najlepsze z najlepszych. Zameldowałem się u onkologa. Poszedłem od razu na pobranie krwi, żeby móc w spokoju udać się na kolejne polowanie. Nienawidzę pobierania krwi. Nienawidzę tych przyklejanych tasiemek po. Nienawidzę odrywać z owłosionych rąk tych jebanych tasiemek.
Jednak cholernie się stresuję. Budziłem się parę razy w nocy. Brzuch mnie boli. Mimo wszystko odnalazłem subway'a. To taki zwyczaj, że wszędzie gdzie jestem muszę zaliczyć Subway'a. Takie zboczenie :) nawet na wakacjach na Krecie wjechała kanapeczka z szyneczką i serkiem :)

UPDATE 2
Kolejny updejcik. Już po wizycie u onkologa. Już byłem na onkologii, już witałem się z kroplóweczką chemii i DUPA!! Mądry Mariusz zapytał o wizyty u lekarzy, które ma zabukowane. Otóż kolonoskopie mogę sobie odpuścić, ale dentysty już nie. Chemia przełożona. Dentysta w pierwszej kolejności. Albo ząbki usuną tak jak było w pierwotnym założeniu lutowej wizyty u dentysty w szpitalu albo zalepią na czas chemioterapii i jazdaaaaa! Co by się nie działo chemię zaczynam za dwa tygodnie w środę. Niech się raczek dalej pasie! Teraz trzeba czekać na telefon z onkologii, żeby potwierdzić na kiedy załatwili dentystę. Wolałbym je zalepić. Jak usuną dwa ząbki pojawią się problemy z jedzeniem, a tego trzeba się wystrzegać przed chemią, gdyż trzeba trzymać wagę, a nie ją tracić. Przyjdzie czas na tracenie wagi podczas chemii.

P.S. 3 Dostałem kartkę z życzeniami od moich wspaniałych ludzi z pracy z dziennej i popołudniowej zmiany! Ja pierdolę jakie to jest wspaniałe, jacy Wy jesteście wspaniali! Przeszliście samych siebie! Nie wiem jak Wam się wszystkim za to odwdzięczę. Łzy same sobie lecą.....

piątek, 16 stycznia 2015

16 Styczeń cd.

Byłem dzisiaj u fryzjera. Ostania wizyta przed chemią. Potem już będę tylko gubił włosy. To co się jednak zgubi kiedyś odrośnie :) Postanowiłem uwiecznić tą chwilę skromnym seflie. Skala zajebistości mojej i tego zdjęcia została przekroczona. Mam nadzieję, że nikt nie zbanuje mi tego bloga. Kolejne selfie będzie bez włosów. I bez brwi. I bez zarostu, ale moja zajebistość pozostanie taka sama :) Wiara i wola walki również będzie na tym samym, wysokim poziomie.
Chciałbym również nadmienić, że Danny sieka takie refreny w polskim rapie, że czapki z głów.  Nie ujmując raperom, on zjada im numery refrenami! 



Diagnoza mojej choroby zbiegła się z wydaniem nowej płyty jednego z najbardziej niedocenionych raperów w Polsce. Napisałem do Niego czy istnieje możliwość zakupu płyty i czy mógłby zrobić licytację i przeznaczyć pieniądze na fundację raka jąderka o ile taka istnieje. Okazało się, że Mroku, bo o Nim mowa, podszedł mega profesjonalnie do całej sytuacji i nie dość, że zgodził się to zrobić to jeszcze okładka będzie podpisana przez wszystkie udzielające się osoby na tej płycie.Troszkę to jeszcze potrwa bo z tego co mi wiadomo okładka jest gdzieś między Uk, a Polską. Mam nadzieję, że zostanie wylicytowana za grube siano i dzięki temu przyczynimy się do pomocy komuś kto tego potrzebuje.
Sobota i niedziela wolna. Ostanie zakupy przed szpitalem. Primark jutro nadchodzę!! Trzeba kupić jedzonko i żwirek dziecku mojemu najukochańszemu. Mam nadzieję, że chemia nie wyniszczy mnie tak od razu i będę miał siłę wyjść na jakieś zakupy :) mimo wszystko warto się zabezpieczyć. 
Nie chcę iść do szpitala. To znaczy chcę i muszę, ale nie chcę tam zostawać. Boję się widoku tych ludzi, chyba nie jestem gotowy na to psychicznie. Nie wiem czego się spodziewać. Muszę być silny na tyle, żeby nic mnie złamało.

Bez tytułu

Bardzo dobrze, że zaspałem ostatnio na wizytę do psychologa. To znaczy wiem, że nie wypada i raczej nie będę tego uskuteczniał, ale przynajmniej nikt nie wyrwał mnie wtedy ze snu i mogłem śnić o plaży nad oceanem, dwa leżaczki, a na nich ja i Łasuszek. Sączymy sobie kolorowe drineczki w słomianych kapeluszach. Łasuch jako ten bardziej urodziwy wyrywał młode kicie :) taki z Niego bajerant. Szkoda, że to tylko sen. Przechodząc do meritum. Otóż okazało się, że poniedziałkowe spotkanie, które przeniosłem na dzisiaj było właśnie z panią psycholog. Z innej organizacji, ale zawsze to coś.
Dobrze było się wygadać komuś obcemu. Opowiedzieć o swoich problemach, zmartwieniach, o tym co mnie stresuje. Mimo, że od spotkania minęły raptem 3 godziny czuję, że naprawdę mi to pomogło. Mogłem powiedzieć jej to czego nie powiedziałem nikomu. Myślałem, że będę miał problem z tym, żeby się otworzyć. Ona nie naciskała, nie zadawała zbędnych pytań, a ja poczułem się na tyle bezpiecznie, żeby zwierzyć jej się. Mam nadzieję, że nie prowadzi gdzieś tutaj bloga i nie opisze moich problemów :P
Kolejna wizyta w czwartym tygodniu chemii. O ile będę się czuł na tyle silny, żeby się z Nią zobaczyć. Mimo wszystko obiecała być w stałym kontakcie ze mną. Myślę, że po opowiedzeniu jej wszystkiego sama miała ochotę wyjebać dr. W. za postawienie błędnej diagnozy. Nie wiem czy powinienem używać tego tytułu przed jego nazwiskiem bo prawdziwy doktor raczej nie myli dwóch części ciała.
Dzisiaj przedostatni dzień w pracy. To znaczy tylko 4 godzinki. Jak każą wykorzystywać urlop to trzeba. "Góra" nie może się mylić. Mimo, że czuję się zmęczony w pracy i po niej to jednak wolałbym nie przerywać jej ciągłości na jakąś tam chemię. Zdrowie jednak najważniejsze, a ja nie mogę pozwolić, żeby mój raczek pasł się moim kosztem. W ogóle zauważyłem, że pomimo tego, że waga utrzymuje się w jakiejś tam normie to ręce i nogi zrobiły mi się chudsze. Nie to,żeby były kiedyś spasione, ale objętościowo widać zmianę. Waga to jednak najmniejszy problem. Po leczeniu przyjdzie czas na tycie.
Dobrze jest mieć w życiu marzenia i plany. Każdy z Nas je ma. Jako, że nie biorę pod uwagę innego scenariusza niż wygrana kolejnej bitwy, a zaraz całej wojny to również planuje sobie przyszłość. To takie dążenie do samorealizacji. Nie wiem ile potrwa leczenie i jak długo będę dochodził do siebie po, ale warto zadbać o plany na przyszłość. Przede wszystkim muszę wyrobić paszport. Bardzo chciałbym polecieć do Egiptu, a tam raczej na dowodzie mnie nie wpuszczą :P paszport polsatu też odpada. Czas wrócić do czasów kiedy żyłem w Polsce i znów mieć do czynienia z polskimi urzędnikami. Chyba bardziej się tego obawiam niż chemii. Zatem jak już będę miał paszport to będzie można rozejrzeć się za wakacjami pod piramidami. Nie jaram się klątwą faraona, ale pewnie mnie ona nie ominie. Jaram się opór piramidami. Piramidami i Wielkim Kanionem Kolorado. Kanion zobaczę później. Ze swoją kobietą życia, bo ją też mam zamiar spotkać. Kurwa jakie to banalne, ale chciałbym się zakochać. Tak raz, a porządnie. Na całe życie. Nie muszę sadzić drzew, budować domu. Chcę stworzyć dom z najważniejszą osobą w moim życiu. Mam nadzieję, że gdzieś taka stąpa po ziemi :)
Jak już będę zdrowiutki i będę miał troszkę pieniążków to chciałbym spełnić kolejne marzenie. Dobrze jest sobie spisać wszystkie plany i marzenia w razie gdybyśmy zapomnieli do czego dążymy :) chcę zorganizować koncert rapowy w Doncaster. Chcę zaprosić wszystkich swoich zajebistych rapowych ziomali z Manchesteru i chcę, żeby zagrali taki koncert, że spłonie scena! Nie dosłownie bo to może być wtedy ostatni koncert jaki zorganizuję.
O wycieczce było, o kobiecie było, o koncercie było. Jakiś czas temu udało mi się przeprowadzić parę meilowych wywiadów z raperami. Na parę kolejnych czekam, a że czekam już baaaaardzo długo to pewnie się nie doczekam. Przy pierwszym wywiadzie postanowiłem, że będę dążył do tego, aby przeprowadzić kiedyś wywiad z Tedzikiem. Kurde może za parę miesięcy trafi, gubiąc się w internetach na ten blog i zlituje się nad chorutkim Mariuszkiem i zgodzi się udzielić mi wywiadu :) Dobrze, że za marzenia nie karają jakby to powiedziała moja mama.

czwartek, 15 stycznia 2015

13 Styczeń

Dziwny dzień ten 13. Najpierw przespałem wizytę u psychologa. To znaczy przespałem nieświadomie, gdyż byłem przekonany, że 13 jest w środę. No cóż chyba za dużo tych wizyt, lekarzy i szpitali. Lekka huśtawka nastrojów. Albo wstałem lewą nogą albo się nie wyspałem albo to udzielający się stres. Od kilku dni męczą mnie mdłości, znowu pojawiły się te cholerne bóle brzucha. Nie silne, ale uciążliwe i jak zwykle lampeczka się zapala, że może to jakiś inny raczek albo ten sam w innej części ciała. Taka już chyba przypadłość o. Muszę umówić się jeszcze raz do pani psycholog. Może ona jakoś pomoże. Ugotowałem obiad i jestem z siebie bardzo zadowolony bo to drugi obiad od dwóch miesięcy, który udało mi się ugotować.
W pracy nawet spoko. Pomijam fakt, że przy pierwszym załadunku pojawił się lekki "zawał", czyli ogólne wkurwienie na zaistniałą sytuację. Okazało się, że ładując 3 ostanie klatki popsuła się lodóweczka i całego tira trzeba rozładować i załadować jeszcze raz. Myślałem, że jestem loaderem, a nie unloaderem :P cieszę się, że chodzę do pracy bo przynajmniej na chwilkę o wszystkim zapominam. Pozwala mi to odpocząć psychicznie. Trochę pośmieję się z chłopakami, troszkę porozmawiam. Mariuszek jest chorutki, więc nie może się śpieszyć. Troszkę to niestety wykorzystuję... Odbyłem rozmowę z "górą". Powiedziałem o ustaleniach pani onkolog, kiedy zaczynam, jak wygląda sytuacja. Z racji tego, że zostało mi jeszcze dużoooooo urlopu poprosiłem o sobotę i niedzielę wolną. Wpisano mi w system okres chorobowy. Na kolejne 4 tygodnie chorobwe, potem 5 kolejnych specjalnie opłacanych ze względu na moją chorowatość, a na koniec tydzień urlopu. I tak mija mi dzień, coraz bliżej do pierwszego dnia chemioterapii. Coraz większe mam obawy, ale jakoś się trzymam. W końcu nie może być zawsze źle i wierzę, że po 9 tygodniach, no może troszkę dłużej i dla mnie zaświeci słońce.
Uświadomiłem sobie, że z mojej wizualnej przemiany w postaci nowej fryzury nici. Pewnie po chemii wypadną mi włosy i trzeba będzie to przesunąć w czasie. Już się tak cieszyłem z tych moich włosków.
Jestem niesamowicie zajarany płytą "Ludzie sztosy" duetu Dwa Sławy. Chłopaki odjebali kawał dobrej roboty, a ja nie mogę przestać jej słuchać. Zostałem wciągnięty w wir dwu sławowy. Jak tylko wyzdrowieję na pewno udam się na jakiś ich koncert. Może ktoś zorganizuje go tutaj w Uk. Postaram się również o cd bo takie cudo warto mieć na półce. Generalnie ostatnio zapuściłem się w kupowaniu płyt i trzeba nadrobić zaległości :)

wtorek, 13 stycznia 2015

12 Styczeń

Kolejny dzień z serii "bizi". Dwa spotkania, w dwóch różnych szpitalach. Na 13 zameldowałem się w banku nasienia. To znaczy z lekkim poślizgiem bo zamiast trafić do laboratorium trafiłem na oddział w jeszcze innym szpitalu. Na szczęście oddział wykonał szybki telefon do laboratorium, a wszystkie szpitale są blisko siebie i przyjęto mnie w laboratorium z otwartymi ramionami i pojemniczkiem na nasienie :P najpierw oczywiście papierkowa robota, dopiero potem przyjemności. Dowiedziałem się, że zamrożą cząstkę mnie na 10lat, a potem w razie czego mogę przedłużyć na kolejne 10. Do tego zadeklarowałem się, że w razie śmierci mogą wykorzystać moje nasienie do badań treningowych. A co mi tam!! Przynajmniej tyle pożytku ze mnie będzie :) W poniedziałek mam drugie spotkanie w tej samej sprawie. Muszą sprawdzić, które plemniczki silniejsze bo tylko jedną probóweczkę mogą zamrozić. Na szczęście już teraz wiem gdzie i raczej się nie spóźnie. No chyba, że zaśpię :P po "umysłowej" pracy przeszedł czas na przyjemność. Ten pokoik całkiem spoko był i filmy fajne grali. Mam nadzieję, że ukrytej kamery nigdzie nie było! Trochę dziwne uczucie towarzyszyło mi gdy "PO" oddając pojemniczek pytałem czy tyle wystarczy... Także bank nasienia mam zaliczony. Dosłownie zaliczony!
Jako, że spotkanie skończyło się około 14 miałem jeszcze dwie godziny do wizyty u onkologa, więc postanowiłem udać się w poszukiwaniu sklepu z pożywieniem. Jak na prawdziwego myśliwego przystało znalazłem Sainsburys'ego i złapałem dobre wrapiki w zestawie.Udałem się z upolowaną "zwierzyną" do szpitala. Nie miałem ochoty jeść na świeżym powietrzu, gdyż bałem się, że zdmuchnie mi głowę razem z całym mną. Przyszedłem, zarejestrowałem się i już myślami otwierałem jedzenie kiedy usłyszałem, że muszę udać się na pobranie krwi. Prosto z ulicy pod igłę ;/ pobrali kolejne 50próbek jakby sprzed tygodnia było im mało!! Jeszcze chwilka i w ogóle pozbawią mnie krwi krwiopijcy! Krew oddana, więc zabieram się za wrapa :) z tym, że mija 16, a mnie nie wołają. Mija 16:15, a mnie nie wołają!! Lekko ciśnienie mi się podniosło, jak zwykle kiedy coś nie idzie po mojej myśli. I nagle komunikat "Etenszyn, etenszyn!" Dr Evans przyjmuję z godzinnym opóźnieniem! Niech Cię chuj strzeli. Nie dość, że nie szedłem do kibelka w obawie, że minie moja kolej to teraz jeszcze muszę czekać i czekać. Trudno się mówi. Dobrze, że dali znać :) z tym, że godzinka minęła, a ja dalej kwitnę w poczekalni ;/ w telefonie bateria pada czyli nici z serfowania po necie, muzyki też za dużo nie posłucham. No i nagle okazało się, że zostałem saaaaaaaaaam, całkiem saaaaaam w poczekalni, więc teraz albo ja albo pani sprzątaczka zostanie poproszona. W pewnym momencie dawałem jej większe szanse niż sobie. 17:20 usłyszałem swoje imię i nazwisko, to znaczy domyśliłem się, że chodzi o mnie. Zmierzyli, zważyli i zaprosili do pokoiku. Pan tłumacz już był na słuchawce, przywitałem się i w ciszy czekaliśmy kolejne 15 minut na przyjście pani doktor. Powiedziała co wiedziała, na pytania odpowiedziała. Jeśli mogę się czymś pocieszyć w tej całej sytuacji to tym, że nawet gdyby nie było tego przerzutu i tak skierowano by mnie na chemię. Przerzut nie jest duży, wyniki krwi też są podobno dobre. Nie wiem co według nich oznacza słowo "dobre", ale przekonam się o tym, gdy dostanę wszystkie wydrukowane wyniki w poniedziałek. Chyba mnie polubili skoro tak często chcą mnie widywać :)
Chemię zaczynam 21stycznia. Nie, żebym nie mógł się już doczekać. Boję się, kurewsko się boję. Chemii, tego jak będę się czuł, co ta chemia ze mną zrobi. Nie boję się walki bo wiem, że wygram! Boję się chemii. W 1,4 i 7 tygodniu będę musiał meldować się na 3dni w szpitalu. Będę musiał zostawić swoje dziecko samo w domu :( zatęsknię się za moją mordeczką rudą, najukochańszą.... Mam nadzieję,że wyniki podczas chemii będą na tyle dobre, że będą mogli ją kontynuować bez żadnych przerw.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

6-9 Styczeń

Jakimś cudem udało mi się przetrwać te kilka dni po diagnozie. Chyba pomogło mi to, że chodziłem do pracy. Byłem wśród ludzi, w dzień starałem się spać i jakoś wracałem do formy psychicznej. W pracy ludzie zachowywali się super. Podchodzili i pytali, wspierali czy to gestem czy dobrym słowem.
Obiecano mi, że kwestią wynagrodzenia podczas mojej nieobecności mam się nie przejmować i wszystko będzie załatwione. Przynajmniej jeden problem z głowy. Zaproponowano trening w biurze, żebym podczas chemioterapii mógł przyjść do pracy jeśli będę się czuł na siłach. To takie szczęście w nieszczęściu, widzisz, że nie jesteś obojętny dla tych wszystkich ludzi, którzy Cię otaczają. To cholernie miłe i budujące. Jeśli podczas leczenia na chwilkę zabraknie mi siły, pogubię się, będę miał gorsze chwile i myśli o poddaniu się to wiem, że będę walczył dalej dla tych wszystkich ludzi, którzy trzymają za mnie kciuki. Wiem, że to dziwnie zabrzmi bo powinienem walczyć dla siebie, wierzyć w wyleczenie cały czas, ale czasem są chwile gorsze, czasem lepsze, a tych wszystkich LUDZI nie mogę zawieźć.
W piątek nad ranem wezwano mnie do biura w trybie natychmiastowym. Człowiek się śpieszy, żeby szybko skończyć załadunek bo w brzuszku burczy i wrzuciłby coś na ruszt to zawracają gitarę biurem. W drodze do biura przypomniałem sobie, że przy pierwszym załadunku z premedytacją coś zjebałem i od razu pomyślałem, że pewnie tir zdążył wrócić i będzie lipa. Nikt wtedy nie będzie patrzył czy Mariuszek jest chorutki czy nie. Szybka wbita do biura, na pełnym luzie jak gdyby nigdy nic. Stało się coś czego nie spodziewałem się nigdy. Dostałem kartkę, na której wszyscy się wpisali z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Żeby tego było mało okazało się, że zrobili zbiórkę pieniążków. Kurwa teraz o tym myślę i łzy napływają mi do oczu. Wtedy mnie zatkało, nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Z karpiem, dziękując wszystkim po kolei wyszedłem z biura i poszedłem odłożyć wszystko do szafki. Popłakałem się jak małe dziecko. Zdajesz sobie sprawę, że jeśli szanujesz innych to inni szanują Ciebie, jeśli Ty kogoś lubisz, to ktoś lubi Ciebie. Chyba jednak troszkę muszą mnie tam lubić skoro zdobyli się na taki gest. Jesteś z tymi ludźmi raptem rok czasu, a wiesz, że stoją za Tobą w tak trudnej sytuacji.
Cieszę się, że w ciągu tych kilku dni była przy mnie osoba, która bardzo mi pomogła stanąć na nogi. Na chwilę mogłem zapomnieć o tym wszystkim, dzięki czemu gościł na mojej morduni uśmiech :)
Dopiero co wróciłem do pracy, a tu piątek, sobota, niedziela i poniedziałek wolne! Poniedziałek wizyta u onkologa, więc to raczej wolny dzień nie jest. Dowiem się co i jak. Boję się, ale wierze,że będzie dobrze, a to już połowa sukcesu.
Grałem z chrześniakiem w piłkę :) po kilku przegranych meczach w końcu udało mi się wygrać! Dobrze jest usłyszeć od tych kochanych brzdąców siedzących mi na kolanach, że mnie kochają <3

niedziela, 11 stycznia 2015

5 Stycznia

Nigdy nie pomyślałbym, że to może być tak ważna data w moim życiu. Wstałem raniutko, zjadłem śniadanie, szybki prysznic i czas zbierać się do Pani onkolog. Wsiadłem w pociąg i pojechałem. Z uśmieszkiem na buzi, słuchając Peerzeta czułem, że to mój dzień. W informacji na dworcu dowiedziałem się jak dostać się do szpitala. Była piękna, słoneczna pogoda mimo daty w kalendarzu. Zielone światło zapalało się od razu, wszyscy dookoła się uśmiechali, autobus miałem prawie od razu, pan kierowca zatrzymał się pod szpitalem na moją prośbę, gdyż nie wiedziałem gdzie miejsce to się znajduje. Byłem przed czasem, więc ojebałem paczkę czipsów :) nie jestem z siebie dumny bo to syf, ale zjadłem to na co miałem ochotę i nikomu nie będę się tłumaczył.
Wybiła 15 i zostałem zaproszony do gabinetu. Najpierw wywiad z konsultantką, badanie brzuszka, blizny, pozostałości po moim prawym jądrze.Cholernie gorąco było w tym pokoju i pociłem się jak szczur i to na pewno nie ze stresu. Pani konsultantka z notatkami udała się do Pani doktor i poprosiła o chwilkę nim mnie zawołają, więc czekam. Otworzyłem sobie drzwi co bym się nie udusił. Długo nie czekałem, więc koszulki wykręcać nie trzeba było. Udałem się do kolejnego gabinetu.
Wjechała Pani doktor, dosłownie wjechała gdyż jeździ na wózku, była pani konsultantka i pani pielęgniarka. Brakowało chleba, soli i czerwonego dywanu, a to wszystko dla prostego chłopca z Polski :)
Zapytano o znajomość angielskiego. Perfekcyjny nie jest, a mając w głowię możliwość stosowania słownictwa medycznego zaproponowanego tłumacza przyjąłem entuzjastycznie, chociaż prosty zwrot BĘDZIESZ POD OBSERWACJĄ na pewno bym zrozumiał. Skombinowali panią tłumacz przez telefon, niestety w kolejnym pokoju. Kolejne przenosiny, przywitanie itp. Pierwsze pytanie: czy wiem po co tu jestem? Nie kurwa, mam za dużo czasu i zwiedzam szpitale, na onkologicznym oddziale jeszcze nie byłem. Powiedziałem ładnie pełnym zdaniem, że miałem raczka niezłośliwego, że wyniki są dobre i najprawdopodobniej zaproponuje pani obserwację. "Nie proszę Pana. Ma Pan złośliwy nowotwór i jest przerzut"!!! WTF!!!!!!!

KURWA ZNOWU MAM NOWOTWÓR!!!!!

Poczułem się jak w grze,w której nie "zasejwowałem" swojego poprzedniego życia i właśnie je straciłem!! Pomyślałem, że to nie może być prawda, jeszcze 10minut temu byłem zdrowy, a ona oczami zrobiła mi tomografię i znalazła przerzut? Ja pierdolę miałem drugie życie i wróciłem do pierwszego. Byłem w szoku, łzy same leciały mi po policzkach. Czułem się jak kupa, chociaż nie wiem jak ona się czuje. Nie spodziewałem się tego, nie potrafię opisać co wtedy czułem, co miałem w głowie. Pamiętam tylko, że przerzut ma 8mm i jest w dolnej okolicy brzucha.Pani onkolog powiedziała, że nie wie dlaczego udzielono mi błędnych informacji.
Powiedziano o dalszym przebiegu leczenia, o banku nasienia, o kolejnej wizycie. Kolejne badanie krwi. Byłem tak nabuzowany, że bałem się, że będzie tryskać po ścianach. W drodze na dworzec dałem znać mamie, kuzynowi i znajomym, że wracam do punktu wyjścia. To było straszne mówić drugi raz mamie, że jednak raczek dalej jest. Wsiadłem w pociąg i pojechałem. Z płaczem, słuchając Peerzeta, czułem, że to jednak nie mój dzień.
W pracy powiedziałem o wszystkim. Dostałem wsparcie, zapewniono mnie, że niczym mam się nie przejmować, że oni wszystko zorganizują. Gdy tylko będę czegoś potrzebował mam dać znać, a oni we wszystkim mi pomogą. Jestem bardzo wdzięczny całej nocnej zmianie. Pierwszy raz poczułem wsparcie tylu osób na raz.


Święta i Sylwester

Święta minęły spokojnie. Obdarowałem wszystkich, u których spędziłem święta prezentami. Wszyscy byli szczęśliwi, więc prezenty trafione :) ja już swój dostałem, więc nic więcej nie chciałem.
Troszkę podjadłem, popiłem, ale delikatnie bardzo. Sielanka normalnie.
Sylwestra też spędziłem z rodziną. Był i polski i angielski, ale niestety szampan ten sam, a i życzenia tylko raz składane. Zawsze się zastanawiałem czy gdybyśmy składali je dwa razy czyli na polskiego i angielskiego to spełnią się dwa razy czy może nie spełnią się w ogóle? :)
Coś mnie tak pobolało. To głowa, to ręka, to noga. Pewnie to stres schodzi jeszcze. W końcu to największy zabójca w dzisiejszych czasach.
Nie mogłem doczekać się już powrotu do pracy. 5 stycznia zbliżał się wielkimi krokami i po prawie 6tygodniach odpoczynku czas wrócić do pracy. Stęskniłem się za tymi mordami z pracy. Jako, że mój powrót do pracy zbiegł się z wizytą u onkologa już wtedy wiedziałem, że będę zasypiał na stojąco w pracy, chociaż w między czasie zatwierdzono u góry jedną, dodatkową 15minutową przerwę to może nie będzie tak źle. Będę martwił się później.

19 Grudnia

Wizyta na 11. Tylko na papierze. W rzeczywistości zdążyłem odebrać kilka telefonów i smsów czy już jestem po i co wiadomo. Chujowo się czeka kiedy kolejka się zmniejsza i okazuje się, że ludzie, którzy przyszli po mnie, wchodzą przede mną. Tak jakby cały świat zapomniał o MNIE!! Jak tak można!! Kurwa czekam na dalszy ciąg wyroku, a oni się zachowują jakby mnie nie było, jak już bym umarł albo za późno jest na pomoc, więc mogę czekać i czekać i czekać kurwa.
Przypomniałem się w recepcji wracając szósty raz z toalety. Udało się, za chwilę wchodzę. Wchodzę, odkładam kurteczkę, siadam i zamieniam się w słuch. Rączki się pocą, stópki jeżdżą w butach bo też się spociły. Może było tak gorąco, a może się stresowałem. Prawdopodobnie to drugie, bo nie widziałem jeszcze nikogo komu rączki trzęsłyby się od gorąca :P
Pan doktor patrzy w monitor, pyta się o list od onkologa, a ja mam w bani tylko "WYNIKI, PANIE DOKTORZE WYNIKI" jak w "plus i minus" u Magika. Tak, więc mówi spokojnie Panie Mariuszu chociaż oczywiście nie wymówił poprawnie mojego imienia, ale pretensji o to nie mam. Tomografia czysta, krew czysta, biopsja wykazała, że to nowotwór, ale niezłośliwy!!! Pytałem trzy razy bo nie mogłem w to uwierzyć!!

DOSTAŁEM DRUGIE ŻYCIE!!!!

Powiedział, że wszystko zostało przekazane do onkologa i on zadecyduje co dalej aczkolwiek zasugerował, że będę pod obserwacją. Pięknie podziękowałem, podałem dłoń i wyszedłem z gabinetu. Popłakałem się ze szczęścia. Takiego prezentu na święta nie dostałem nigdy. Wspaniałe uczucie kiedy wiesz, że to już koniec, że wracasz do życia!! Zaraz obdzwoniłem mamę, kuzyna, znajomych!! Chciałem podzielić się z całym światem swoim szczęściem!! Wiedziałem, że mogę pozwolić sobie opić taką wiadomość :) może nie dzisiaj, ale jutro na pewno!! 
Zapomniałem dodać, że po rozstaniu z moją ex postanowiłem zmienić coś w swoim życiu. Padło na fryzurę. Koniec obcinania się na pałę, Zapuszczamy włosy :) udałem się, więc szczęśliwy na obiad, zakupy i do fryzjera, aby kontynuować dzieło na mojej głowie, które pewnie za kilka miesięcy będzie miało dopiero finalny efekt. Trzeba być jednak cierpliwym :) W końcu dostałem drugie życie, a może jakimś cudem to mój bejbik oddał mi  któreś ze swoich kilku. 
Czas na nowe, lepsze życie!!!

25 Listopad - 18 Grudzień

Wiecie jakie to uczucie kiedy musisz spać na plecach, a nigdy w życiu tego nie robiliście?  Chujowo. Do tego, moje rude miauczące dziecko przez cały czas próbowało spać na moim brzuszku. Nie pomagały tłumaczenia, krzyki, próby przekupstwa. Nawet zamknięte drzwi do sypialni nie pomogły. Na szczęście nie trwało to długo bo jak tylko rana pooperacyjna mi na to pozwoliła od razu zacząłem spać na swoim ulubionym boku :)
Pooperacyjny czas był bardzo "bizi" czasem. Bardzo się cieszę, że nie zostałem sam i mogłem liczyć na najbliższych przyjaciół, którzy otoczyli mnie troską, opieką. Mimo "natłoku" spotkań znalazłem czas również dla siebie. Zakochałem się w serialu "Pitbull", poczytałem troszkę książek, artykułów na temat mojej choroby, nadrobiłem zaległości z rapem. Przesłuchałem wszystkie płyty.
Psychicznie byłem niesamowicie mocny, jak nigdy wcześniej. Gotowy byłem na dalszą walkę.Nie miałem wahań nastrojów. Uśmiech nie schodził mi z morduni mimo tego co się w moim życiu aktualnie działo. Wróciłem do swojej wagi, która podczas stresu lekko się zmniejszyła. To dzięki obiadom niezastąpionej żony mojego kuzyna :) no i jedyne co uskuteczniałem to przechadzki między łóżkiem, toaletą i sofą. Nawet drzwi wejściowe miałem otwarte co by nie wstawać za każdym razem i ich nie otwierać, gdy ktoś do mnie przychodził :) uskuteczniałem lenistwo jak tylko się dało. W każdej pozycji.
W przychodni przez błędną decyzję Dr W. obchodzono się ze mną jak z jajeczkiem. Nie cieszcie się tak skurwysyny :) już się Wam do dupki Mariuszek dobierze hihi.
Na 19 grudnia miałem wyznaczoną datę odebrania wyników od lekarza, który mnie operował. Lekki stres udzielił się na dzień przed. W końcu nie wiadomo czego się spodziewać, jak daleko to zaszło, czy jest co ratować....


piątek, 9 stycznia 2015

24 Listopad

Dzień operacji. Te ostatnie kilka dni od diagnozy były mega chujowe. Zmiany nastroju co minutę, płacz i użalanie się nad sobą, za chwilę śmiech i pełen optymizm.
Z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować wszystkim, którzy byli przy mnie w tym ostatnich dniach. Wy wiecie, że to o Was. Bardzo jestem Wam wdzięczny za wsparcie, telefony, smsy i odwiedziny.

W szpitalu miałem być na 11. Na miejscu okazało się, że mam najpierw spotkanie z lekarzem, który będzie mnie operował. Powiedział czego mogę się spodziewać, jak będzie to wyglądało i inne niezbędne informacje potrzebne mi wtedy do życia. Modliłem się tylko o to, żeby mieć to już za sobą. Chciałbym nadmienić, że to moja pierwsza wizyta w szpitalu, a tu już od razu taki zabieg. Dowiedziałem się, że jestem ostatni w kolejce do operacji i pozbywać się mojego nowego zwięrzątka będą dopiero około 15. Pan doktor zaznaczył sobie markerem jądro do wycięcia. Mądry Mariusz dzień wcześniej ogolił się w miejscu gdzie miał być cięty co by nikt się nie pomylił.
W szpitalu ze mną była moja ex. Znowu jej za to dziękuję. Najgorsze było to, że od wieczora dnia poprzedniego nic nie jadłem i jeszcze do 15 musiałem czekać na operację. Żenada kurwa. Dobrze, że do 13 mogłem pić wodę :)
Krzyknęli moje imię, więc idę jak na ścięcie. Przebrałem się w szpitalną sukienkę i skarpetki, ubrałem szlafrok supermena, pożegnałem się z ex i jebłem się na łóżko. Trząsłem się ze strachu tak, że dwie pielęgniarki musiały mnie trzymać. Zmierzono ciśnienie, założyli welfron auuuuuuu! (jebany anestezjolog), przykleili coś tam do monitorowania mnie i dali maskę, z której zrobiłem 6machów i odjechałem.

Obudziłem się o 16:20. Popłakałem się. Skutki uboczne operacji? Może szczęście, że się obudziłem? Nie wnikam.
Dostałem wodę i zapytano się czy mam ochotę coś zjeść. Nie kurwa! Jestem na diecie i lubię sobie nie jeść nic przez dwa dni!!  Dostałem kanapkę z serem i herbatę z mlekiem. Pierwszy raz w życiu smakował mi chleb tostowy i herbata z mlekiem. Przyszedł pan doktor, zapytał jak się czuję i powiedział, że guz był mały. To chyba dobry znak pomyślałem.
Dostałem specjalne gacie, kazano mi się przebrać i mogłem iść do domu. Ale, że jak to? Tak teraz? Dobrze, że kanapkę pozwolili mi skończyć :)
Zabrałem swoje manatki, bo podobno miałem zostać dwa dni w szpitalu. Dostałem wypis, tableteczki i jazdaaaaaaaa do domu.
W sumie całkiem spoko się czułem. Nie wiem co mi tam zrobili, ale czułem się tak silny psychicznie jak nigdy wcześniej. No i mogłem wrócić do mojego Bejbika kochanego <3

19 Listopad

10 najgorszych dni w moim życiu. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. W końcu wizyta u urologa. Pewnie coś się wyjaśni. Albo w tą albo w tą. Albo przestanę się stresować albo dopiero zacznę. Na wizytę do szpitala pojechała ze mną moja eks. Bardzo miło z jej strony, że nie zostawiła mnie wtedy samego. Podziękowałem jej za to. Jeśli to czytasz to dziękuję Ci jeszcze raz.
Zostałem bardzo szybko przyjęty przez pana doktora. Jak zwykle wywiad, badanie paluszkami i zmiana gabinetu na jego pokój. Usłyszałem,że nie wygląda to dobrze i trzeba zrobić badania. Skan i markery nowotworowe. Bardzo szybko zostało wszystko zorganizowane. Podczas skanu poprosiłem o wgląd do monitora. Już wtedy wiedziałem, że to nowotwór. Ciemna zmiana- ok, jasna zmiana- nowotwór. Ze wszystkim zaczekałem jednak do ponownej wizyty z doktorem. Pobranie krwi nie należy według mnie do najmilszych czynności, ale jak mus to mus. Szybki powrót do pokoju doktora i diagnoza.


MA PAN NOWOTWÓR.


Ja pierdolę to było straszne. Mimo, że w głowie siedziała mi taka myśl to do samego końca miałem nadzieję. Mimo, że widziałem na skanie, że to nowotwór wierzyłem, że może to nie to. 
WTF!!! Jak ten baran z przychodni mógł się pomylić!!! Jak kurwa mógł dopuścić do tego, że bez żadnych badań wypuścił mnie do domu!! Jak to jest możliwe, że pomylił dwie części ciała!!  Świat mi się zawalił.

Co miałem zrobić? Wrócić do domu i powiedzieć mojemu kochanemu mruczącemu, puszystemu, rudemu dziecku, że już nie jest jedynym zwierzątkiem w domu bo tatuś ma raczka? Jak ja to powiem mamie? Milion myśli w głowie i ta najgłośniej się dobijająca : chłopie masz raka!!! 

Pozbierałem się lekko z krzesła i udałem się do gabinetu obok w celu ustalenia terminu operacji i innych badań. Dobrze, że była ze mną ex bo nie za dużo pamiętam z tego ustalania. W drodze powrotnej do domu dostałem telefon, że doktor, który będzie mnie operował zgodził się na zmianę terminu operacji z początku grudnia na 24 listopada. Super. Im szybciej tym lepiej.
W pracy powiedziałem co się stało i poszedłem na zwolnienie chorobowe.  Jeszcze tylko spotkanie przedoperacyjne jutro rano i mogę dać się kroić, a raczej wykroić. Wykroić moje prawe jąderko. To znaczy, żeby była jasność przestałem je kochać w momencie, gdy dowiedziałem się, że jest chorutkie.

8 Listopad

Jak zwykle wstałem lekko zajebnay mułem. Pracuję na nocną zmianę, więc chodzenie spać gdy jest ciemno i wstawanie gdy jest ciemno nie należy do przyjemnych. Po śniadaniu o 16 stwierdziłem, że czuję się na tyle źle, że znajdę transport i udam się do angielskiej izby przyjęć, gdyż moja wspaniała przychodnia w weekendy jest zamknięta. Oczywiście nie mam do nikogo o to pretensji. Baaa cieszę się bo to prawdopodobnie uratowało mi życie.  Przynajmniej na razie.
O dziwo na A&E nie czekałem długo na wizytę. Powiedziałem o swoich problemach z brzuszkiem, że tabletki nie pomagają, że dieta nie pomaga. Pan doktor po wywiadzie i badaniu stwierdził, że diagnoza na temat bóli brzucha postawiona w przychodni jest właściwa. Po badaniu wspomniałem o guzie na jąderku. Zaczęło się. Najpierw jeden lekarz, potem drugi, potem badanie siuśków na infekcje. Diagnoza nie została postawiona, ale stwierdzono, że na pewno guz jest na jądrze i trzeba to sprawdzić. Został wystosowany list do oddziału urologicznego, z którego powinienem oczekiwać kontaktu w najbliższych kilku dniach.
No i kurwa zacząłem się martwić. Chociaż martwić się to za mało powiedziane.

21 Październik

Od dobrych kilku dni męczyły mnie dziwne bóle brzucha, z którymi oczywiście byłem kilka razy u lekarza. Od kilku miesięcy wyczuwałem coś na prawym jądrze, więc postanowiłem udać się z tym do lekarza bo może to miało być przyczyną moich dolegliwości. Udałem się, więc do przychodni. Dopiero po tym gdy głośno krzyknąłem, że mam coś na jaju pani z recepcji, której nie pozdrawiam zgodziła się na wizytę jeszcze tego samego dnia.
Spięty, zestresowany udałem się do gabinetu. Dr W., który pewnie jeszcze niejednokrotnie będzie się pojawiał w moich postach wysłuchał co mam mu do powiedzenia na temat swojej przypadłości. Po wywiadzie zabrał się do badania moich jąderek. Jakież było moje zdziwienie gdy lekarz stwierdził, że to guzek znajdujący się za jądrem i niczym mam się nie przejmować. Jego "nofing to wory" będę pamiętał do końca życia. Gdy zasugerowałem czy jest pewny, że to nie znajduje się na jądrze zapewnił, że na sto procent nie jest to nic groźnego. Pytając o inne badanie potwierdzające jego diagnozę tudzież wykluczenie jej odparł, że nie widzi takiej potrzeby ( w tym miejscu chciałbym pozdrowić agencję pracy Prime Time, w której musiałem jebać 107% normy!!!!). O zgrozo tyle się stresowałem, żeby usłyszeć, że to nic takiego, że to nawet kurwa na jądrze nie jest. Człowiek młody i głupi. Wróciłem do domu i dalej żyłem.

czwartek, 8 stycznia 2015

Wstęp

Zawsze chciałem założyć bloga. Zawsze brakowało mi na to czasu, jednak zawsze siedziało to w mojej głowie. Blog o moich zainteresowaniach, blog o rapie. Recenzje, przemyślenia, kolejne wywiady.
Po ostatnich wydarzeniach w moim życiu postanowiłem, że chciałbym podzielić się tym co we mnie siedzi. Ten blog nie będzie o rapie. Ten blog będzie o mnie i mojej chorobie. Banalne, ale może kiedyś będę do tego wracał, może to będzie pamiątka po mnie, a może ktoś tu zajrzy, komuś pomoże. Podobno nie ma nic lepszego niż dzielenie się doświadczeniami.
W listopadzie wykryto u mnie nowotwór jądra. Kurwa niestety. Pomyślisz nie ja pierwszy, nie ostatni. Oczywiście, że nie. Jednak... Chłopie jeśli to czytasz, pamiętaj, że nie musisz być w punkcie, w którym teraz jestem ja. BADAJ SIĘ, BADAJ SIĘ I JESZCZE RAZ BADAJ SIĘ. Ameryki nie odkryłem, ale wiem jakie może być do tego podejście. Czy to prysznic, czy to kąpiel, czy to Ty, czy Twoja kobieta. Badaj swoje jądra. Każda najmniejsza, wyczuwalna zmiana powinna być skonsultowana z lekarzem. Nie wstydź się, to może uratować Ci życie.