piątek, 9 stycznia 2015

21 Październik

Od dobrych kilku dni męczyły mnie dziwne bóle brzucha, z którymi oczywiście byłem kilka razy u lekarza. Od kilku miesięcy wyczuwałem coś na prawym jądrze, więc postanowiłem udać się z tym do lekarza bo może to miało być przyczyną moich dolegliwości. Udałem się, więc do przychodni. Dopiero po tym gdy głośno krzyknąłem, że mam coś na jaju pani z recepcji, której nie pozdrawiam zgodziła się na wizytę jeszcze tego samego dnia.
Spięty, zestresowany udałem się do gabinetu. Dr W., który pewnie jeszcze niejednokrotnie będzie się pojawiał w moich postach wysłuchał co mam mu do powiedzenia na temat swojej przypadłości. Po wywiadzie zabrał się do badania moich jąderek. Jakież było moje zdziwienie gdy lekarz stwierdził, że to guzek znajdujący się za jądrem i niczym mam się nie przejmować. Jego "nofing to wory" będę pamiętał do końca życia. Gdy zasugerowałem czy jest pewny, że to nie znajduje się na jądrze zapewnił, że na sto procent nie jest to nic groźnego. Pytając o inne badanie potwierdzające jego diagnozę tudzież wykluczenie jej odparł, że nie widzi takiej potrzeby ( w tym miejscu chciałbym pozdrowić agencję pracy Prime Time, w której musiałem jebać 107% normy!!!!). O zgrozo tyle się stresowałem, żeby usłyszeć, że to nic takiego, że to nawet kurwa na jądrze nie jest. Człowiek młody i głupi. Wróciłem do domu i dalej żyłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz