poniedziałek, 26 stycznia 2015

24-25-26 Styczeń

Był weekend i go nie ma. Nawet nie wiem kiedy minął. Nie to, żebym wracał do pracy bo mam wolne do środy włącznie, ale przyjęło się, że weekend to sobota i niedziela.
Zrobiłem AŻ nic w tym czasie.
W sobotę byłem u kuzyna, ale nikogo nie zastałem i pierwszy raz przydał się klucz :) wypiłem w towarzystwie psinki herbatę i wróciłem do domu. Wieczorem odwiedziłem byłych sąsiadów. Dobrze było się spotkać i spędzić wspólnie trochę czasu razem. Wypiłem dwa małe piwka. Co mi tam :) nawet ze zwierzątkiem coś mi się od życia należy. Dostałem baty w Fifę. Ząb pobolewał, więc to pewnie przez niego przegrałem :P
W niedzielę udałem się na obiad do rodzinki mej :) przegrałem w piłkę, zostałem zboksowany i wróciłem do domu. Ząb dalej bolał. Nikomu nie udało się go niestety wybić. Wieczorem odwiedziłem przyjaciół. Herbatka wypita, rozmowa zaliczona. Wieczór uważam za bardzo udany :) pomijam fakt, że znowu przegrałem w Fifę. Chyba się do tego nie nadaję.
Jest poniedziałek rano i przeziębienie wróciło. Miałem plany na dzisiaj i chyba muszę je lekko zmodyfikować. Jutro wizyta u dentysty. Wolałbym nikogo nie opluć kichając i nie osmarkać. Nie mogę doczekać się tego "ćpienia". Jeszcze się nie stresuję. Jeszcze.
Poniedziałek 21:30
Postanowiłem ugotować rosół. Znając swoje życiowe szczęście po jutrzejszym wyrywaniu zębów nie będzie mnie bolało. Będzie mnie JEBAŁO. Pomyślałem, że może chociaż troszkę rosołu zjem. Może chociaż tyle się uda.
Zaczął udzielać się stres. Zamykając oczy widzę ten wenflon, dentystkę z przyrządem podobnym do siekiery, tkwiące zęby, których nie można wyciągnąć i tryskającą wszędzie krew. Ja pitoooole. Albo zęby, albo ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz