piątek, 9 stycznia 2015

24 Listopad

Dzień operacji. Te ostatnie kilka dni od diagnozy były mega chujowe. Zmiany nastroju co minutę, płacz i użalanie się nad sobą, za chwilę śmiech i pełen optymizm.
Z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować wszystkim, którzy byli przy mnie w tym ostatnich dniach. Wy wiecie, że to o Was. Bardzo jestem Wam wdzięczny za wsparcie, telefony, smsy i odwiedziny.

W szpitalu miałem być na 11. Na miejscu okazało się, że mam najpierw spotkanie z lekarzem, który będzie mnie operował. Powiedział czego mogę się spodziewać, jak będzie to wyglądało i inne niezbędne informacje potrzebne mi wtedy do życia. Modliłem się tylko o to, żeby mieć to już za sobą. Chciałbym nadmienić, że to moja pierwsza wizyta w szpitalu, a tu już od razu taki zabieg. Dowiedziałem się, że jestem ostatni w kolejce do operacji i pozbywać się mojego nowego zwięrzątka będą dopiero około 15. Pan doktor zaznaczył sobie markerem jądro do wycięcia. Mądry Mariusz dzień wcześniej ogolił się w miejscu gdzie miał być cięty co by nikt się nie pomylił.
W szpitalu ze mną była moja ex. Znowu jej za to dziękuję. Najgorsze było to, że od wieczora dnia poprzedniego nic nie jadłem i jeszcze do 15 musiałem czekać na operację. Żenada kurwa. Dobrze, że do 13 mogłem pić wodę :)
Krzyknęli moje imię, więc idę jak na ścięcie. Przebrałem się w szpitalną sukienkę i skarpetki, ubrałem szlafrok supermena, pożegnałem się z ex i jebłem się na łóżko. Trząsłem się ze strachu tak, że dwie pielęgniarki musiały mnie trzymać. Zmierzono ciśnienie, założyli welfron auuuuuuu! (jebany anestezjolog), przykleili coś tam do monitorowania mnie i dali maskę, z której zrobiłem 6machów i odjechałem.

Obudziłem się o 16:20. Popłakałem się. Skutki uboczne operacji? Może szczęście, że się obudziłem? Nie wnikam.
Dostałem wodę i zapytano się czy mam ochotę coś zjeść. Nie kurwa! Jestem na diecie i lubię sobie nie jeść nic przez dwa dni!!  Dostałem kanapkę z serem i herbatę z mlekiem. Pierwszy raz w życiu smakował mi chleb tostowy i herbata z mlekiem. Przyszedł pan doktor, zapytał jak się czuję i powiedział, że guz był mały. To chyba dobry znak pomyślałem.
Dostałem specjalne gacie, kazano mi się przebrać i mogłem iść do domu. Ale, że jak to? Tak teraz? Dobrze, że kanapkę pozwolili mi skończyć :)
Zabrałem swoje manatki, bo podobno miałem zostać dwa dni w szpitalu. Dostałem wypis, tableteczki i jazdaaaaaaaa do domu.
W sumie całkiem spoko się czułem. Nie wiem co mi tam zrobili, ale czułem się tak silny psychicznie jak nigdy wcześniej. No i mogłem wrócić do mojego Bejbika kochanego <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz