Bardzo dobrze, że zaspałem ostatnio na wizytę do psychologa. To znaczy wiem, że nie wypada i raczej nie będę tego uskuteczniał, ale przynajmniej nikt nie wyrwał mnie wtedy ze snu i mogłem śnić o plaży nad oceanem, dwa leżaczki, a na nich ja i Łasuszek. Sączymy sobie kolorowe drineczki w słomianych kapeluszach. Łasuch jako ten bardziej urodziwy wyrywał młode kicie :) taki z Niego bajerant. Szkoda, że to tylko sen. Przechodząc do meritum. Otóż okazało się, że poniedziałkowe spotkanie, które przeniosłem na dzisiaj było właśnie z panią psycholog. Z innej organizacji, ale zawsze to coś.
Dobrze było się wygadać komuś obcemu. Opowiedzieć o swoich problemach, zmartwieniach, o tym co mnie stresuje. Mimo, że od spotkania minęły raptem 3 godziny czuję, że naprawdę mi to pomogło. Mogłem powiedzieć jej to czego nie powiedziałem nikomu. Myślałem, że będę miał problem z tym, żeby się otworzyć. Ona nie naciskała, nie zadawała zbędnych pytań, a ja poczułem się na tyle bezpiecznie, żeby zwierzyć jej się. Mam nadzieję, że nie prowadzi gdzieś tutaj bloga i nie opisze moich problemów :P
Kolejna wizyta w czwartym tygodniu chemii. O ile będę się czuł na tyle silny, żeby się z Nią zobaczyć. Mimo wszystko obiecała być w stałym kontakcie ze mną. Myślę, że po opowiedzeniu jej wszystkiego sama miała ochotę wyjebać dr. W. za postawienie błędnej diagnozy. Nie wiem czy powinienem używać tego tytułu przed jego nazwiskiem bo prawdziwy doktor raczej nie myli dwóch części ciała.
Dzisiaj przedostatni dzień w pracy. To znaczy tylko 4 godzinki. Jak każą wykorzystywać urlop to trzeba. "Góra" nie może się mylić. Mimo, że czuję się zmęczony w pracy i po niej to jednak wolałbym nie przerywać jej ciągłości na jakąś tam chemię. Zdrowie jednak najważniejsze, a ja nie mogę pozwolić, żeby mój raczek pasł się moim kosztem. W ogóle zauważyłem, że pomimo tego, że waga utrzymuje się w jakiejś tam normie to ręce i nogi zrobiły mi się chudsze. Nie to,żeby były kiedyś spasione, ale objętościowo widać zmianę. Waga to jednak najmniejszy problem. Po leczeniu przyjdzie czas na tycie.
Dobrze jest mieć w życiu marzenia i plany. Każdy z Nas je ma. Jako, że nie biorę pod uwagę innego scenariusza niż wygrana kolejnej bitwy, a zaraz całej wojny to również planuje sobie przyszłość. To takie dążenie do samorealizacji. Nie wiem ile potrwa leczenie i jak długo będę dochodził do siebie po, ale warto zadbać o plany na przyszłość. Przede wszystkim muszę wyrobić paszport. Bardzo chciałbym polecieć do Egiptu, a tam raczej na dowodzie mnie nie wpuszczą :P paszport polsatu też odpada. Czas wrócić do czasów kiedy żyłem w Polsce i znów mieć do czynienia z polskimi urzędnikami. Chyba bardziej się tego obawiam niż chemii. Zatem jak już będę miał paszport to będzie można rozejrzeć się za wakacjami pod piramidami. Nie jaram się klątwą faraona, ale pewnie mnie ona nie ominie. Jaram się opór piramidami. Piramidami i Wielkim Kanionem Kolorado. Kanion zobaczę później. Ze swoją kobietą życia, bo ją też mam zamiar spotkać. Kurwa jakie to banalne, ale chciałbym się zakochać. Tak raz, a porządnie. Na całe życie. Nie muszę sadzić drzew, budować domu. Chcę stworzyć dom z najważniejszą osobą w moim życiu. Mam nadzieję, że gdzieś taka stąpa po ziemi :)
Jak już będę zdrowiutki i będę miał troszkę pieniążków to chciałbym spełnić kolejne marzenie. Dobrze jest sobie spisać wszystkie plany i marzenia w razie gdybyśmy zapomnieli do czego dążymy :) chcę zorganizować koncert rapowy w Doncaster. Chcę zaprosić wszystkich swoich zajebistych rapowych ziomali z Manchesteru i chcę, żeby zagrali taki koncert, że spłonie scena! Nie dosłownie bo to może być wtedy ostatni koncert jaki zorganizuję.
O wycieczce było, o kobiecie było, o koncercie było. Jakiś czas temu udało mi się przeprowadzić parę meilowych wywiadów z raperami. Na parę kolejnych czekam, a że czekam już baaaaardzo długo to pewnie się nie doczekam. Przy pierwszym wywiadzie postanowiłem, że będę dążył do tego, aby przeprowadzić kiedyś wywiad z Tedzikiem. Kurde może za parę miesięcy trafi, gubiąc się w internetach na ten blog i zlituje się nad chorutkim Mariuszkiem i zgodzi się udzielić mi wywiadu :) Dobrze, że za marzenia nie karają jakby to powiedziała moja mama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz