Dziwny dzień ten 13. Najpierw przespałem wizytę u psychologa. To
znaczy przespałem nieświadomie, gdyż byłem przekonany, że 13 jest w
środę. No cóż chyba za dużo tych wizyt, lekarzy i szpitali. Lekka
huśtawka nastrojów. Albo wstałem lewą nogą albo się nie wyspałem albo to
udzielający się stres. Od kilku dni męczą mnie mdłości, znowu pojawiły
się te cholerne bóle brzucha. Nie silne, ale uciążliwe i jak zwykle
lampeczka się zapala, że może to jakiś inny raczek albo ten sam w innej
części ciała. Taka już chyba przypadłość o. Muszę umówić się jeszcze raz
do pani psycholog. Może ona jakoś pomoże. Ugotowałem obiad i jestem z
siebie bardzo zadowolony bo to drugi obiad od dwóch miesięcy, który
udało mi się ugotować.
W pracy nawet spoko. Pomijam fakt, że przy
pierwszym załadunku pojawił się lekki "zawał", czyli ogólne wkurwienie
na zaistniałą sytuację. Okazało się, że ładując 3 ostanie klatki popsuła
się lodóweczka i całego tira trzeba rozładować i załadować jeszcze raz.
Myślałem, że jestem loaderem, a nie unloaderem :P cieszę się, że chodzę
do pracy bo przynajmniej na chwilkę o wszystkim zapominam. Pozwala mi
to odpocząć psychicznie. Trochę pośmieję się z chłopakami, troszkę
porozmawiam. Mariuszek jest chorutki, więc nie może się śpieszyć.
Troszkę to niestety wykorzystuję... Odbyłem rozmowę z "górą".
Powiedziałem o ustaleniach pani onkolog, kiedy zaczynam, jak wygląda
sytuacja. Z racji tego, że zostało mi jeszcze dużoooooo urlopu
poprosiłem o sobotę i niedzielę wolną. Wpisano mi w system okres
chorobowy. Na kolejne 4 tygodnie chorobwe, potem 5 kolejnych specjalnie
opłacanych ze względu na moją chorowatość, a na koniec tydzień urlopu. I
tak mija mi dzień, coraz bliżej do pierwszego dnia chemioterapii. Coraz
większe mam obawy, ale jakoś się trzymam. W końcu nie może być zawsze
źle i wierzę, że po 9 tygodniach, no może troszkę dłużej i dla mnie
zaświeci słońce.
Uświadomiłem sobie, że z mojej wizualnej
przemiany w postaci nowej fryzury nici. Pewnie po chemii wypadną mi
włosy i trzeba będzie to przesunąć w czasie. Już się tak cieszyłem z
tych moich włosków.
Jestem niesamowicie zajarany płytą "Ludzie
sztosy" duetu Dwa Sławy. Chłopaki odjebali kawał dobrej roboty, a ja nie
mogę przestać jej słuchać. Zostałem wciągnięty w wir dwu sławowy. Jak
tylko wyzdrowieję na pewno udam się na jakiś ich koncert. Może ktoś
zorganizuje go tutaj w Uk. Postaram się również o cd bo takie cudo warto
mieć na półce. Generalnie ostatnio zapuściłem się w kupowaniu płyt i
trzeba nadrobić zaległości :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz